*Maciek*
Byłem spóźniony już 5 minut, a zostało mi jeszcze kilka
kilometrów drogi. Pieter wydzwania i wydzwania, a ja odebrać nie mogę.
Przyśpieszyć też z resztą nie mogę, bo policja za mną jedzie. Co oni tak za mną
jadą? Może wiedzą, że to ja i autograf chcą? Zatrzymałbym się i im z chęcią go
wręczył, nawet mam ze sobą swój marker i kilka kartek z gotowymi autografami.
Ale co jak się zatrzymam i wtedy to oni mi wręczą mandat? Słabo skaczę, więc i
z kasą słabo. Nie mam przeznaczonego budżetu na mandaty. Jechałem więc powoli i
zgodnie ze wszystkimi możliwymi przepisami, niczym świeżo upieczony kierowca,
który właśnie odebrał swoje prawo jazdy. Wlokłem się 60km/h, aż w końcu
skręciłam w podwórko Zośki, gdyż z bramy Piotrka wyjeżdżał nasz kadrowy wóz, a
ja chciałem zgubić w końcu tą policję. Nagle w mej głowie pojawiła się myśl, że
psy za kotami nie przepadają, więc pewnie dlatego czekali aż mi się noga
powinie. Niech szukają innego półgłówka. Niech na przykład pojadą za naszymi.
Ileż to PZN musiał za nich mandatów płacić w pewnym okresie buntu. Tajner się
wkurzył i teraz to z naszych pensji są pokrywane ewentualne ponadprogramowe
koszty.
-Dobry!- krzyknąłem, gdy wszedłem do domu.
-Maacieeek!- krzyknął Kubuś i podbiegł do mnie. Przytulił
się i wciągnął do salonu. Nawet nie zdążyłem zdjąć jeszcze kurtki! Rzuciłem
więc ją na kanapę i poszedłem przywitać się z dziewczynami.
-No chyba sobie żartujesz!- od razu zarzuciła mi
Lewandowska, a nawet nie zdążyłem jeszcze wypowiedzieć ani słowa.- Ty masz mi
pomagać się nimi opiekować? Wole żarty… To jakieś nieporozumienie! Jak ja dorwę
tego Piotrka…
-Też nie jestem zadowolony… Ale czekaj. Co ci nie pasuje w
mojej osobie?- przecież się przyjaźniliśmy. O co jej tym razem chodziło ? Ja
tej dziewczyny nigdy nie zrozumiem!
-Będę musiała twoich narzekań słuchać, a tego to nawet
święty by nie wytrzymał…
-…i by ci walnął patelnią w łeb!- powiedziała Karolcia
robiąc wielkie oczy.
-Czemu patelnią i czemu akurat w łeb?- zapytałem.
- Nie wiem…- zastanowiła się dziewczynka.- W bajce tak
było!- odpowiedziała po chwili. Co ona za bajki ogląda? Zjechała z kolan Zośki
i pobiegła do swojego pokoju, a za nią jej starszy brat. Może nie będzie aż tak
źle?
-Okay. Obiecuję nie wypowiedzieć ani słowa o moich
nieudanych skokach, pod warunkiem, że ty nie będziesz mi ich wytykać.- podałem
jej rękę, a ona ją uścisnęła. Więc chyba pasowała jej taka umowa?
Karolina płakała przez kilka pierwszych nocy. Budziła się i
chciała do mamy. Szkoda mi jej było, ale jeszcze bardziej szkoda mi było samego
siebie. Z samego rana wstawał Kuba, którego rozpierała energia. Potem trzeba
było ich zmusić do zjedzenia śniadania. Po co temu Piotrkowi tyle dzieci, skoro
nie chce mu się ich ze sobą zabierać! Czasami miałem tego wszystkiego dość, ja
przyzwyczajony do ciszy w dzień i imprez w nocy. Dlatego też chodziłem
najczęściej jak się dało po jakiekolwiek zakupy, a również spędzałem więcej
czasu na treningach. Szkoda tylko, że skocznie jeszcze mało się nadają do
użytku, bo w tedy to już w ogóle mało mnie w domu będzie!
Sylwester zapowiadał się nieciekawie… Nikt mnie nawet
nigdzie nie zaprosił… Wszyscy mają jakieś plany. Po co im Kot z dziećmi Żyły?
Jednak gdy zadzwonił do mnie mój brat, od razu się rozchmurzyłem. Może
przynajmniej tego wieczoru nie spędzę na oglądaniu bajek lub czytaniu dzieciom
do snu?
-Słuchaj bracie! Nigdy cię chyba nie potrzebowałem tak
bardzo , jak dziś!- stwierdził na powitanie. Wiedziałem, że kto jak to, ale on
o mnie nie zapomni! Potem opowiedział o tym, jak bardzo narozrabiali z Arkiem.
Naopowiadali dziewczynom z siłowni, że ja będę na imprezie sylwestrowej, którą
oni organizują, a teraz te dziewczyny chcą im zwiać, bo nie ma ich idola. Ja to
jednak jestem super… Laski, ale w większości te niepełnoletnie niestety, ciągnie
do mnie jakbym miał w sobie jakiś magnes. Nie żeby mi to przeszkadzało czy coś.
Nawet mi się to podoba. Ale szczerze miałem nadzieję, że te będą akurat
dorosłe! Tak w ogóle to po co mojemu bratu jakiekolwiek dziewczyny, skoro ma
już tą swoją jedyną? Arek co prawda dalej szuka drugiej połówki niczym ja, ale
obaj nie lubimy się bawić czyimiś uczuciami tylko po to, by podbudować nasze męskie
ego. Nie zastanawiałem się nad tym dłużej, bo bądź co bądź był to idealny
pretekst by spędzić tę sylwestrową noc bez dzieciaków.
Zośka nie przyjęła tego z takim entuzjazmem jak ja, ale w
końcu pojechałem tam, obiecując, że zaraz wrócę. Wiedziałem, że tak nie będzie.
Po co kłamałem? Nie wiem… Po prostu chyba mam już dość. Jestem chyba jeszcze za
młody na dzieci… Poza tym jak można nie pożegnać hucznie starego roku ani nie
przywitać nowego? Przecież oni poczują się niekochani!
Okazało się, że sprawa jest grubsza niż by się wydawało, bo
przylazło chyba z pół miasta na tę Jakubową imprezę. Czego też ten Psychol z Arkiem
nie wymyślą? Arek to nasz wspólny kumpel z akademika. Równy z niego gość, ale
lubi nieźle się zabawić.
-Patrz. Tam są te dziewczyny, co chcą cię poznać.- Kuba
wskazał na dwie blondynki stojące w kącie i wyglądające przez okno. – Zanieś im
po drinku, zagadaj, poproś żeby zostały i nie podrywaj pod żadnym pozorem tej
wyższej, bo wpadła w oko Arkowi!
Reszty co się działo nie pamiętam. Gdy się obudziłem była
11.00 i dawno było po imprezie. Jedyne
co wiedziałem na 100%, że musiało być nieźle, bo strasznie bolała mnie głowa.
Poszedłem do kuchni. Przy stole siedział Kuba.
-Ciebie też tak suszy?- zapytał, gdy wlałem sobie pełen
kubek wody mineralnej.- Wiesz co jest najlepsze? Że starzy wracają do domciu po
zakończeniu turnieju. Bo ojcu się nie opłaca jeździć co trzy dni do Warszawy.
Nawet nie muszę się śpieszyć ze
sprzątaniem. Mam luzik, nie to co ty. Musisz opiekować się dziećmi i to nie
swoimi.- roześmiał się.- Ehh Młody, ty to sobie w życiu nie poradzisz!
Przynajmniej wziąłeś się już za Zośkę? Ja to nie mogę, jak wy do siebie
pasujecie, a nic z tym nie robicie…
-Psychol, nie zapędzaj się, okay? – ile razy można
powtarzać, że nas nic ze sobą nie łączy!? Ale spokojnie Maciek, spokojnie. To
tylko głupi Kuba, brat twój chyba nie do końca poprawie rozwinięty… -A co z
tą.. hm… jak jej tam… - chwila głębszej zadumy.- Alką Arka?
-Jest git. Spiknęli się nieco i chyba będzie dobrze. Chłopak
wpadł po uszy jak ją zobaczył i po to była ta cała impreza. Bo co, miał podejść
do nieznajomej dziewczyny i powiedzieć, że ją zaprasza na randkę? To nie w
naszym stylu. Zaprosiliśmy więc całą siłownię na imprezę.
-I nagle cała sprawa robi się coraz to jaśniejsza.-
uśmiechnąłem się do niego.- Chciałbym poznać dalszy ciąg tej jakże ciekawej
opowieści, ale muszę spadać. Zośka mnie chyba zabije!
-Pozdrów ją ode mnie!
*Zosia*
Leżałam wykończona na kanapie w salonie, nawet nie miałam
siły wejść po schodach na górę i położyć się do łóżka. I to wcale nie dlatego,
że tak hucznie witałam 2015 rok! Zawsze narzekałam na nudne sylwestry, ale od
dziś wolę nudne, niż takie! Próbowałam zasnąć, ale jakoś nie potrafiłam.
Usłyszałam jakiś szmer oraz trzaśnięcie drzwiami.
-Wróciłem!- Maciej. Wielmożny pan w końcu wrócił. Wczoraj
powiedział, że jedzie na pięć minut pomóc w czymś bratu i przyjacielowi, i że
to sprawa życia lub śmierci. I jak pojechał wczoraj o 18 to wrócił dziś po…-
spojrzałam kątem oka na zegarek.- po 12. W sumie to wrócił rok później…!
Ciekawe co było tak ważnego i trwało tak długo? Czyżby impreza?
Miałam dalej zamknięte oczy, więc skoczek pomyślał chyba
sobie, że śpię. Nakrył mnie kocem i zatrzymał się za kanapą. Czułam na sobie
jego wzrok i ten wczorajszy, nieświeży zapach. Czyli jednak impreza! W końcu
usiadł koło mnie i włączył telewizję. Brat jego, Kuba, ciągle mi powtarza, że Maciek
coś do mnie czuję, a boi się tego wyznać. Miałam teraz ku temu okazję, by się
przekonać co do jego uczyć. Nie żeby mi
zależało na tej informacji czy coś… Ja do niego nic już nie czuję, żeby było
jasne! Rozciągnęłam się i niby dalej przez sen wtuliłam się w niego. Chłopak
siedział w bezruchu przez kilka sekund i najprawdopodobniej przewiercał mnie
wzrokiem. Chwilę później jednak zaczął się kręcić, próbując jakoś uwolnić się z mego mocnego uścisku. W
końcu postanowiłam mu pomóc i puściłam go. Wstał z kanapy i gdzieś poszedł,
najprawdopodobniej do lodówki, bo usłyszałam trzaśnięcie jej drzwiami. To był
dobry pretekst do tego, żeby się „obudzić”.
-Ooo książę w końcu się zlitował nade mną i wrócił?-
zmieniłam swoją pozycję na siedzącą.
-Przepraszam, nie chciałem cię obudzić.- jęknął.
-Co było tak ważnego, że musiałeś spędzić u swojego brata
całą noc i pół dnia, skoro obiecałeś pomagać mi w opiece nad dziećmi? Miałeś
jechać na pięć minut… A nie wrócić rok później…
-Nie muszę ci się tłumaczyć.- jaki on jest bezczelny! – A
gdzie dzieci?
-Jaki troskliwy wujek się nagle znalazł… Mała w nocy
jakiegoś zatrucia dostała czy coś. Myślę, że to przez te chipsy, co rano im
kupiłeś, które popijali Picolo, też od ciebie. Nad ranem Kubę też brzuch zaczął
pobolewać i są u babci aż do opanowania sytuacji.
-Czyli ile tam będą?- na jego twarzy pojawił się ten jakże
specyficzny dla niego krzywy uśmieszek. Cóż on znów kombinował?
-Może do jutra? Może dłużej? Może krócej? – nie
odpowiedziałam mu dokładniej, bo skąd miałam to wiedzieć?
Chłopak wbiegł po schodach na górę, po czym usłyszałam
dźwięki puszczanej wody z prysznica. Sama poszłam się przejrzeć w lustrze,
które wisiało w korytarzu. O mój Boże kochany! Jak ja wyglądam? Pewnie z tego
tak Maciek się śmiał… Nie dziwne więc, że tak uciekł. Ogarnęłam jakoś włosy
rękoma. Poczeszę się, jak Kot wyjdzie z łazienki.
Kilka minut później zbiegł po schodach i popędził bez słowa
do wyjścia. Założył kurtkę, buty, żółto-niebieską czapkę z Wagrafu i wybiegł
gdzieś. Nawet nie powiedział gdzie idzie… Ale w sumie po co mi to wiedzieć?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz