sobota, 18 kwietnia 2015

2.

*Opowiada Zosia*
Jednak nasz spokój i „odmóżdżanie się” nie miało trwać długo. Kilka minut później usłyszałyśmy trzaskanie drzwiami.
Piotrek czy Kuba? A może Justyna z córką lub bez niej? O zgrozo! A co jeśli to cała rodzina Żył!? Chciałyśmy chociaż tą sobotę spędzić spokojnie we własnym towarzystwie, ale byłyśmy tego świadome, że to wręcz niewykonalne w naszym przypadku.
-Gośka! hehe- usłyszałyśmy znajomy, donośny głos. I ten śmiech. A jednak przyszedł sam Piotrek.
-Czego dusza potrzebuje?- mama zapytała uśmiechnięta. Ja również skierowałam wzrok z ekranu telewizora, w którym pewna kobieta pomyliła lustro z tabletem, w stronę Wiewióra. Roześmiałam się. Na jego twarzy dostrzegłam ten sam uśmiech, który pojawiał się na twarzy Kubusia, gdy zrobił coś z czego był naprawdę dumny. Niedaleko pada jabłko od jabłoni…
-Co się Zocha śmiejesz?
-Bo mówiłeś, że gdy się uśmiecham, to jestem piękna!- stwierdziłam i wzięłam pilot do ręki. Trzeba było na coś przełączyć, bo na Polsacie są tak długie reklamy!
-Takie zaloty to do Kota, a nie do mnie. Hehe ja wiem, że jestem przystojny hehe no ale ja zajęty jestem hehehehe. –  wymownie uderzyłam się dłonią o głowę, mając nadzieję, że będzie to wystarczająca odpowiedź. –Ale ja nie o tym… Goosiuu mam dla ciebie i Justyny wakacje!
-Czekaj. Że co?- mama, jak i ja sama mało co zrozumiałyśmy z dalszej części jego wypowiedzi.
-Bo ja chcę zabrać was, znaczy Justynę i ciebie Gośka, a Zośka by się opiekowała dzieciakami!
-Ale gdzie ty nas chcesz Piotruś zabrać?
-No na Turniej Czterech Skoczni! Jedzie chyba nawet Kamil z Ewą, no i Jasiek, Grzywa, Mustaf znaczy Kubacki, Klimek, a no i ja! A Justyna się uparła, że nie zostawi dzieciaków na głowie Zośki! A ty Zosiu przecież kochasz spędzać czas z moimi dziećmi!
Piotrek spojrzał na mnie. Jego oczy przepełnione były błaganiem, nadzieją i wszystkim, co teraz czuł. Prawda, lubiłam jego dzieci, ale nigdy nie byłam z nimi tak długo sama. Turniej trwa niecałe dwa tygodnie. Nie byłam pewna, czy uda mi się panować samej nad wszystkim przez tak długi czas…
-Piotruuś… Ale czy ja dam radę sama? Tak długo?
-Codziennie się nimi zajmujesz.- przypomniał mi łagodnie, jakbym nie była tego sama świadoma.
-Ale nie na okrągło! Poza tym zawsze ktoś jest obok. Ty, Justyna lub mama. Nawet jak siedzę z nimi sama, to wiem, że ktoś z was jest gdzieś w Wiśle, Zakopanem lub Ustroniu! A nie w Niemczech lub Austrii… Stamtąd tak szybko nie wrócicie, gdy coś się stanie…
-A cóż się może stać!? Hehehe Chyba, że wkurzycie Staśkę, to wtedy… Wtedy do mnie zadzwonisz hehehe i ja z nią pogadam… Nawet łuk mi oddała! Hehehe
Odłożyłam pilot. Czy dam sobie radę? Nawet do szkoły się wtedy nie chodzi, bo ferie… Będę ich miała dwadzieścia cztery godziny na dobę. Przez prawie dwa tygodnie. Zawsze mogę ich wcześniej kłaść spać. Zawieźć na trochę do babci. Ale to i tak długo. Bardzo długo! Nawet nie będę miała czasu odpocząć od nich. A musicie uwierzyć, że zajmowanie się dziećmi, a w szczególności dziećmi Żyły, to nie taka łatwa praca.
-To co Gośka jedziesz? Jak ty pojedziesz to i Justynka pojedzie!- rozemocjonowany Żyła mówił szybko i niewyraźnie, ale my już do tego zdążyłyśmy przywyknąć. On już po prostu taki był i nikt ani nic go nie zmieni. Mama spojrzała na mnie. Nie chciała zostawiać mnie z takim ciężarem. Od razu po świętach będę musiała  zostać z dzieciakami. Kiedy będę się uczyć? Przecież niedługo kończy się pierwsze półrocze i będę musiała się zacząć poprawiać! A może w ogóle nie będę miała na to czasu? Kobieta czuła, że jako matka zawiodła na całej linii. Nie potrafiła mi stworzyć takiego dzieciństwa jakie chciałaby mi dać. I choć mogłaby dla mnie pozbawić się największych przyjemności to i tak wiedziała, że obarcza mnie zbyt wieloma rzeczami. Było nam tym bardziej ciężko, że brakowało mężczyzny w domu. Piotrek starał się GO zastąpić, ale to nie to samo. Bardzo mi GO brakowało, a mama dalej nie potrafiła nikogo pokochać tak, jak kochała JEGO.
Spojrzałam zaniepokojona na swoją mamę, która siedziała na fotelu zamyślona i nie odzywała się przez dłuższą chwilę. Patrzyła tylko na mnie opiekuńczym wzrokiem pełnym żalu do samej siebie.
-Jedź. Dam radę.- uśmiechnęłam się do niej. Przecież  mamie też należały się wakacje chociażby w zimie. W lato i tak nigdzie nie wyjedziemy. Spędzimy wakacje razem w Polsce. Może pojedziemy do Warszawy na cmentarz i jakieś większe zakupy. Potem sprawdzimy jak przyjacielowi mamy udaje się prowadzenie firmy, która niegdyś należała do naszej rodziny. Ewentualnie pojedziemy na tydzień nad morze, jak co roku. Odwiedzimy ciotkę Elę i pospacerujemy z jej synem, Marcelem, po plaży. Potem to on przyjedzie do nas w góry i wtedy to ja będę oprowadzać go po Krupówkach i innych miejscach, bez których zwiedzenia wyjazd w góry byłby bez sensu.
-Naprawdę?- Kobieta chwyciła moją rękę. Nie była pewna czy powinna się zgodzić.
-Ja jej znajdę pomoc!- zaproponował Żyła.- Czyli jedziesz?- mama kiwnęła niepewnie głową.- Hehehe!- i już go nie było.
*opowiada Maciek Kot *
-Piotrek… To niepoważne!- zrobiłem kolejny łyk zimnego piwa. Więc dlatego Wiewiór zaprosił mnie tu do pubu. Sprawę miał i to poważną. Przykro mi, ale ja mu w tym nie pomogę.
-No ale obiecałem Gosi i Zośce!- machał rękoma niczym opętany.
-Piotrek nie i już!- uderzyłem ręką w stół jako protestacja i stanowcze NIE dla jego prośby.
-Maniek! A kto wziął cię ze sobą na sianokosy? – próbuje mnie podejść z innej strony. Wymieni wszystkie pozytywne rzeczy, które dla mnie uczynił przez ostatnią dekadę. No może trochę mniej, bo tyle się nie znamy…
-No ty.- przyznałem. Ja znam te jego wszystkie gierki. I tak się nie zgodzę!
-Dzięki komu zyskałeś taką przyjaciółkę, jaką jest Zośka? – oparł się o stół i wyciągnął pod nim nogi, dotykając butem mojej łydki. Kopnąłem go i od razu jego kończyny wróciły na swoje poprzednie miejsce.
-Dzięki tobie. A kto próbował mnie z nią zeswatać, psując tym samym nasze relacje na kilka lat?- ty mi podajesz same pozytywy, to ja ci wymienię negatywy. HA!
-Boś ty głupi! Pacz na jaką śliczną dziewczynę wyrosła, a ty spanikowałeś! Z resztą jak zwykle… „Za młoda!” Akurat! Dobre sobie! Dla ciebie jedne za młode, drugie za stare, trzecie za grube, czwarte za chude! Inne mają zły odcień włosów, a jeszcze inne… Za krótkie nogi! Niektóre mają też za długie… Jedne mają…
-Dobra, dobra. Starczy. Nie i już, Pieter. Ja nie chce mieć twoich dzieci, ani Zośki na głowie!
-Kocur! Nie to, że skakać ostatnio nie umiesz, to…- to był cios poniżej pasa! Chciałem wstać i wyjść z tego lokalu. Taki przyjaciel z niego! Zanim wesprzeć i powiedzieć, że będzie lepiej, to zarzuca, że ja skakać nie potrafię! Ja nie umiem skakać? Ja!? Maciej Kot!? Ostatnio mi może nie wychodzi, ale jestem dobry w tym co robię. Muszę tylko poćwiczyć i odzyskać formę, którą miałem w tamtym sezonie, a nawet skakać o metr dalej!- No nie obrażaj się, no! Zachowujesz się jak baba przed okresem… - nikt nie umie tak przepraszać, jak on.- Słuchaj. Ode mnie będziesz miał blisko na skocznię. Nie będziesz musiał słuchać gadania Rafała co robisz nie tak, bo przecież nic bardziej nie wkurza niż zrzędzenie ojca! Do tego będziesz miał dwie piękne dziewczyny pod dachem i mądrego chłopca, z którym możesz chodzić na treningi! Tylko ostrzegam! Zośkę możesz sobie brać, ale mojej Karolci nie ruszaj!
-Stary, ona ma 3 lata! Za kogo ty mnie uważasz? Lewandowskiej też nie ruszę, bo też to jeszcze dzieciak.- co ja, pedofilem jestem? Nie no! Fajnie się dowiedzieć, za kogo uważa cię twój własny przyjaciel…
-Pełnoletni dzieciak.- przypomniał.- Pomyśl też, że…
-Ty już lepiej wcale nie myśl.- zaciągnąłem kolejny łyk piwa.- Okay. Zaryzykuje, ale nie ze względu na Zochę, a na bliskość do skoczni i to, że jesteś moim przyjacielem. W innym przypadku na pewno bym się na ten cały cyrk nie zgodził…
-Dzięki ci, przyjacielu! To co, jeszcze po jednym piwku?
-Czemuż by nie?- na co jak na co, ale na piwko zawsze mam ochotę. Szczególnie z Wiewiórem.
***
Po zakończonych Mistrzostwach Polski, które z resztą zepsułem i wygrał je Żyła, podszedł do mnie Kruczek.
-Ty wiesz, że ja ciebie nie biorę na Turniej Czterech Skoczni głównie dlatego, że mam nadzieję, że potrenujesz i wrócisz do formy? Nie chce pierwszych miejsc. Nie chcę nawet pierwszej dziesiątki. Chcę żebyś regularnie wchodził do pierwszej trzydziestki i punktował. A potem co konkurs o jedno miejsce wyżej. Nie od razu Rzym zbudowali!- trener poklepał mnie po ramieniu.
-Tyle, że to nie takie proste. Chciałbym dobrze, ale mi nie wychodzi… A jeśli już wyjdzie w miarę, to czuję, że mogę skoczyć jeszcze te kilka metrów dalej, tak jak dziś, i wtedy w ogóle nie wychodzi…- jęknąłem.
-Bo twoja niedyspozycja siedzi w głowie! Przez ten czas nie myśl tyle, zajmij się czymś oprócz skoków. Piotrek mówił, że będziesz się jego dziećmi zajmował i że zmusił cię, choć tego nie chciałeś. A może to była najlepsza decyzja, którą mogłeś podjąć? Przecież ty masz chłopaku życie poza skokami! Może nie powinienem tego mówić jako trener, ale przecież wiemy, że tak jest. Więc weź się w garść i bierz się do roboty! A no i pomyśl może trochę o znalezieniu sobie w końcu dziewczyny! Może właśnie druga połówka ci jest teraz potrzebna? Na twoim miejscu pomyślałbym o Zosi, fajna z niej dziewczyna! No to zostawiam cię z tą myślą. Cześć.- machnął mi ręką.

-Zośka to jeszcze dziecko!- krzyknąłem do jego pleców, ale on nawet się nie odwrócił. Co oni się wszyscy tak przyczepili do nas? Nie byłem, nie jestem i nie będę nigdy z Zośką!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz