sobota, 5 września 2015

10, 11.

10.
Następnego dnia w szkole znów nie miałam spokoju.
-Byłam w ferie w Alpach.- stwierdziła jedna.
-Eee tam, Alpy… Śnieg i góry, masz to na co dzień. Ja byłam w Egipcie.
-Zośka, a ty gdzie byłaś? – no i się zaczyna!
-W domu. – uśmiechnęłam się.
-I co, pewnie zajmowałaś się bachorami Żyły? – zaśmiała się.- Jaka ty głupia jesteś…- na pewno mądrzejsza od ciebie…- Ja ci dobrze radzę, rzuć to wszystko! Idziesz dziś z nami na imprezę do Igora? – Igor. Chyba najprzystojniejszy chłopak w całej szkole… Ale jutro jest sprawdzian z matematyki.
-Nie, nie mogę.- odpowiedziałam. Po co ja z nimi w ogóle rozmawiam?
-Tak myślałam.- znów wybuchła śmiechem, zarzuciła torebkę na ramie i wyszła, a za nią jej psiapsiółki. Chyba znów mam doła.
Wróciłam do domu. Mama miała dziś jeszcze wolne. Musiała odpocząć po podróży i przygotować się do powrotu do rzeczywistości, czyli pracy w firmie oraz w domu. Dlaczego nie można wymyśleć sobie jakiegoś idealnego świata, zaprosić do niego najbliższe nam osoby i zamieszkać tam, być sobie szczęśliwym i niczym się nie przejmować? Ale może wtedy nie docenilibyśmy szczęścia, jakie byłoby nam podarowane…
Otworzyłam drzwi. Zrobiłam to najciszej, jak umiałam. Może mama odsypia ten swój urlop?
Oparłam się o ścianę i zaczęłam ściągać buty. Jednak mama nie spała. Rozmawiała z kimś przez telefon.
-Tomasz. To za wcześnie. – Kim był Tomasz i na co było za wcześnie? Wiem, że nie ładnie podsłuchiwać, ale…- Tak, jak tylko ją na to przygotuję… Obiecuję! … Tak… Jesteś kochany… Dziękuje… Paaa.
Chyba skończyła rozmawiać. Dopiero teraz trzasnęłam drzwiami, zdjęłam kurtkę i weszłam do kuchni.
-Cześć słońce, jak było w szkole?
-Okay, mamo.- odpowiedziałam. Nie miałam głowy do myślenia o szkole… Kim był Tomasz?
-Zrobiłam dziś pizze. – uśmiechnęła się. Mamo, powiedz mi kim jest Tomasz, nie jestem już głodna… Ale przecież jej tego tak wprost nie powiem.
Po zjedzeniu wspólnego obiadu poszłam do Justyny i Piotrka. On albo ona na pewno coś mi powiedzą. Każdy wie, że Żyła po prostu nie potrafi utrzymać języka za zębami i przy odpowiednim podejściu wszystko wypapla.
-Jak tam było na turnieju? Poznaliście kogoś fajnego? – Justyna popatrzyła na mnie i roześmiała się. Spojrzałam na nią również, ale ona tylko pokręciła głową i zamknęła się w łazience. Mogę dać rękę uciąć, że mrugnęła do Piotrka. Co tu jest grane?
-No poznaliśmy! I to ile osób!- stwierdził Piotr.- Ale ty tu nie odwracaj kota ogonem… choć to może trochę złe porównanie hehe… jak tam z tobą i Mańkiem?
-Ze mną i z Mańkiem? Od razu mówię, że nie wiem, cóż ten twój syn sobie ubzdurał, ale my się nie całowaliśmy! Poza tym on jest na mnie obrażony i się nie odzywa…
-Pierwsza kłótnia? Ehh potem się już wprawicie i będzie wam to łatwiej przełknąć.
-Piotrek. Nie jestem z Kotem!
-Zośka, przede mną niczego nie musisz ukrywać! Hehehe Jestem jakby twoim dobrym wujkiem, może starszym bratem? Nazywaj mnie jak chcesz, ale wiedz, że wskoczyłbym za tobą w ogień i jak cię Maniek skrzywdzi, to się do niego już w życiu nie odezwę!
-Piotrek…- nie zdążyłam odpowiedzieć na jego deklarację, bo do domu wpadł Kubuś z jakąś paczką.
-Co tam masz, synu? Hehe Niespodziankę dla tatusia? – że też mu te zmiany tematów przychodzą z taką łatwością. Gadamy o mojej mamie, potem o mnie i Kocie, a teraz już o pudełku. A mnie nadal interesował ten pierwszy temat…
-Mam prezent dla całego naszego domu, jak i dla Zośki.- stwierdził chłopczyk stawiając owe pudło na stole. Te nagle poruszyło się i wybiegł z niego kot. Czarny kot z zielonymi oczyma i białym krawacikiem. Taki kotek elegancik. Był śliczny i malutki. Sama słodycz!- Tato, przygarnijmy go! Ktoś go wyrzucił na śmietnik… A ty lubisz Koty!
-Szacunek do swojego wujka!- Piotrek przejechał ręką po włosach syna.- Pogadam z Justyną.
Jednak Justyna nie była taka uległa jak on.
-Nie ma mowy. Kot to odpowiedzialność. Trzeba go karmić, nauczyć jak ma się zachowywać w domu, no i Piotrze, istnienie możliwość, że podrapie twój fotel. – spojrzałam na Wiewióra. Ten fotel, to jego czuły punkt. Ma na jego punkcie bzika.
-Ale ja już nawet nadałem mu imię!- jęknął Kubuś.- Nazywa się Maciej. Maciuś kici, kici! Widzicie? Reaguje!
-Maciej kot, kot Maciej… ZOSTAJE!- roześmiał się Piotrek i wziął nowego współlokatora na kolana. – A to się Maniek zdziwi, jak mu powiem, że zamieniłam go sobie na lepszy, niemarudzący model! Hehehe

Justyna zrezygnowana pokręciła głową. Chyba nie miała w tej sprawie już zbyt wiele do powiedzenia. 
                                                                        KLIK
11.
Właśnie dziś miały odbyć się zawody w Wiśle. Od samego rana nie mogłam się doczekać. Do tego Justyna obiecała, że ma czas, więc zaopiekuje się dzieciakami. Żyć nie umierać! Cieszyłam się bardzo z tego powodu. Wstałam z łóżka, wsunęłam nogi do swoich kapci w różowe kotki, które kupił mi Piotrek. Zeszłam powoli po schodach i skierowałam się do kuchni. Moja mama jeszcze spała. Może to i lepiej? Zaparzyłam sobie kawę o smaku Milki, którą chłopcy przywieźli z Niemiec jako prezent i pamiątka dla mnie z TCS. Szkoda tylko, że prawie całą sami wypili… Usiadłam przy stole, gdy wyświetlacz komórki zaświecił się i usłyszałam sygnał wiadomości.
„Zajechać po ciebie? Powiedzmy, że za pół godziny będziemy u ciebie pod domem.”
Kochana Ewa! Tak się o mnie zawsze troszczy, zawsze o mnie pamięta. Nie zamierzałam iść na treningi, ale skoro nadarzyła mi się taka okazja… Nie powiem nic o tym Piotrkowi, ale się zdziwi jak mnie zobaczy tam na skoczni! Szybko odpisałam, że chętnie się z nimi zabiorę, znaczy z Ewą i Kamilem! Oni tak idealnie do siebie pasowali. Poza tym uwielbiam spędzać z nimi czas, a z Ewą dogadujemy się wręcz idealnie, można rzec, że rozumiemy się nawet bez słów! Na osiemnaste urodziny dostałam od nich lustrzankę, bo fotografia to jest to, co łączy mnie i żonę podwójnego złotego olimpijczyka z Soczi.
Wbiegłam po schodkach na górę i zamknęłam się w łazience. Szybko ogarnęłam się i poszłam pomyśleć przy otwartych drzwiach szafy, w co mam się ubrać. W końcu założyłam bluzę z 4F, którą dostałam niegdyś od Krzysia Miętusa. Co z tego że była męska? Za to jaka cieplutka! Do tego najcieplejsze jeansy jakie miałam i znów wpadłam do łazienki. Makijaż- gotowy. Włosy-gotowe, ale i tak założę jedną z piotrkowych czapek, które przewalały się po całym domu! Spakowałam lustrzankę firmy Nikon do torby przeznaczonej właśnie do niej. Założyłam kurtkę i szalik. Jak na złość nie mogłam znaleźć żadnej czapki… Pobiegłam do salonu. Gdzie jest jakaś czapka!? Spojrzałam na kanapę. Spod poduszki coś wystawało. Odrzuciłam ją na bok. Czapka. Tam była czapka! Ufff. Założyłam ją i przyjrzałam się sobie w lustrze. Okrycie głowy ze specyficznymi oczami najprawdopodobniej nie należało do mojej kolekcji, a było Żyły. Założę się, że właśnie jej szuka… Trudno! Pod łóżkiem Kuby stoją dwa kartony jego czapek, więc niech sobie weźmie jakąś inną! Chciałam już wychodzić, gdy przypomniało mi się, że nie mam butów na nogach. Wyjęłam więc z szafki swoje brązowe trzewiczki. Otworzyłam drzwi. Pod dom akurat zajechał kamilowy samochód, więc pobiegłam w jego kierunku. Otworzyłam drzwi auta i wskoczyłam na tylne siedzenie.
-Heeej! Możemy ruszać!- utuliłam przez siedzenie Ewę.  Miałam ochotę przytulić się też do mistrza, ale nie chciałam przeszkadzać mu w kierowaniu.
-Nie możemy.- mruknął i podjechał pod dom Żyły.- Gdzie ten Pieter!?
-A to co? On z nami jedzie?- podniosłam jedną brew lekko do góry.
-A no zadzwonił do nas przed chwilą. Auto mu zapalić nie chce…-  Kamil zatrąbił. W oknie domu Żyły poruszyła się zasłona i ujrzeliśmy roześmianą mordkę Wiewióra. Pomachał nam. Czyli zaraz pewnie przyjdzie. Chyba, że szuka czapki… Po chwili znów firanka zafalowała i wyłonił się za niej Kubuś. Wypiął do mnie język i ukłonił się do Kamila i Ewy. Ja mu dam! Będzie chciał ze mną na trening iść!
Po jakiś dziesięciu minutach dołączył do nas Piotr.
-A więc tu jest moja czapunia! – nawet się nie przywitał. Po prostu ściągnął ze mnie swoją czapkę i rzucił we mnie drugą, którą miał jeszcze przed chwilą na swej głowie.- A tak się o nią martwiłem!
Kamil się roześmiał, a Ewa cyknęła nam zdjęcie. Nie mogła się dłużej powstrzymać. Pewnie dołączy do tego albumu, który jest dla niej najcenniejszy. Jednak według mnie są w nim po prostu ‘haki’ na każdego. Czasami sama z niego korzystam… Najpiękniejsze jest jednak to, że każde zdjęcie jest naprawdę ciekawie i szczegółowo opisane.
-Mistrzu! Dawaj gazu, bo się spóźnimy! Ale nam Kruczek da popalić… O BOŻE!- wykrzyknął, gdy byliśmy w połowie drogi na skocznię. Nasze domy były naprawdę blisko niej…
-Cóż to się wydarzyło Piotrze?- Ewa spojrzała w jego stronę.
-Zapomniałem syna! – cała nasza trójka spojrzała na niego wymownie.- No co… Może poczuje się jak Kevin sam w domu i wybaczy ojcu!
-On nie jest sam…- mruknęłam. Myślałam, że przynajmniej dziś nie będę miała go na głowie…
-Właściwie to jest tylko z kotem…
-Piotrek, jak mogłeś zapomnieć wziąć syna ze sobą!?- zapytała go Ewa.
-Kamilek, zawrócisz się? – zaskowytał Piotrek. No i co zrobić? Zostawić Kubę samego w domu choćby na chwilę grozi tym, że można już nie zastać tego domu w całości… Tak więc chcąc, nie chcąc, świadomy tego Kamil musiał się zawrócić.


piątek, 7 sierpnia 2015

9.

*Piotrek*
-Czy wy kobitki zdajecie sobie sprawę, że zostawiliśmy 4 nieodpowiedzialne dzieciaki i Zośkę samych na prawie dwa tygodnie! Ja to nie wiem czy cokolwiek zostanie z naszych pięknych domów!- westchnąłem na same wspomnienie moich cieplutkich czterech ścian i ulubionego skórzanego fotela, który zupełnie nie pasuje do reszty mebli w salonie. Kupiłem go sobie po ostatnich Mistrzostwach Świata, zasłużyłem sobie chyba, co? Jak w tym roku też zajmiemy jakieś podium, to kupię sobie drugi taki fotel, co by i Justynka mogła obok mnie w takim siedzieć.
-Stary, może nie będzie aż tak źle!- poklepał mnie po ramieniu Kamil. Wyprostowałem się i spojrzałem na niego. Był taki spokojny, jakby czuł, że wszystko będzie okay. Jednak mi coś nie dawało spokoju.
-Wiewiór, za 15 minut będziemy u ciebie pod domem, nie martw się.- roześmiał się Skrobot.
-Ty to lepiej patrz, jak jedziesz! Nie chcę dzieciaków osierocić!- mruknąłem do niego i założyłem słuchawki na uszy. Czym ja się tak przejmuje? Bo co takiego Koty ( bo podobnież Maciek się pomnożył!) mogłyby zrobić mojemu kochanemu fotelowi?
-Ten fotel to taki niewygodny…- przez muzykę przebił się jakże donośny głos mej współmałżonki.
-A ja chciałem ci kupić identyczny…- co oni wszyscy dziś przeciwko mnie?
-Piotruś, dobrze się dziś czujesz?- znów zagadał do mnie Kamil, ale ja dalej nie miałem jakoś ochoty z nikim gadać. Pogłośniłem więc muzykę i przymknąłem oczy. Otworzyłem je dopiero, gdy nasz bus się zatrzymał.
Wybiegłem z pojazdu i pociągnąłem za klamkę. Mój Boże! Zamknięte! Pukam, dzwonię, nic. Pozabijali się? Jednak moje przeczucia takie niezawodne… Z kim ja teraz będę w pokoju na konkursach mieszkał!? A kto mi będzie dzieciaków pilnował!?
-Może jeszcze śpią? Dopiero południe. Mieliśmy wrócić wieczorem.- Justyna,  jak zwykle mądrze myśląca i opanowana, otworzyła drzwi naszym kluczykiem.
Na korytarzu panował względy porządek. Wbiegłem do kuchni. Czyściutko. Salon. FOTEL STOI CAŁY! Ufff. Ale gdzie są dzieciaki, Koty i Zocha? Wpadłem do pokoju Kuby. Żadnej żyjącej duszyczki tu nie było, tak samo jak w naszej sypialni.  Otworzyłem więc drzwi do pokoju Karolci.
-Justysia! Patrz co się stało!- krzyknąłem, ale ona dalej rozmawiała niczego nieświadoma z Małgosią.- JUSTYNA! Patrz co się stało!!!- powtórzyłem dużo głośniej.
-Jednak pozabijali się? – dziewczyny wpadły do pokoju zadyszane. Zmęczyły się pokonaniem kawałka drogi od salonu do pokoju naszej córki? Co za kondycja! Muszę nad nimi z Zośką popracować… Oczywiście jak znajdę Zośkę, bo tu jej nigdzie nie ma…
-Jakby coś się tu zmieniło, ale ani trupów ani brudu tutaj nie ma.- Gośce włączył się czarny humor, ale mi wyjątkowo do śmiechu nie było. Gdzie są moje dzieci? Kto będzie przekazywał dalej moje geny?
-Pomalowali ściany?- zapytała moja żona.
-Brawo! Ale gdzie oni są!?- zapytałem po raz enty.
-Może u mnie? – w końcu Małgośka powiedziała coś mądrego! Brawa dla tej pani!
Pobiegłem nie patrząc na nic, mało nie zabijając się o własne torby, które któryś z tych matołów zostawił na schodach! Czy tak trudno było to wnieść do środka? Pociągnąłem za klamkę. Drzwi były otwarte. Gdy tylko wszedłem do środka, odetchnąłem z ulgą, zarówno Kocur, jak i moje dzieci żyły!
Maniek siedział przywiązany do krzesła, które stało na środku salonu Lewandowskich. Moje dzieciaczki, przebrane za jakiś Indian biegały wkoło niego, ale gdy tylko mnie zobaczyły, przytuliły się do mnie.
-Ale się za wami stęskniłem!- potem dołączyły do nas dziewczyny, więc małolaty poszły się z nimi przywitać. Usłyszałem jakieś jęki. Odwróciłem się. No tak, Maciek dalej siedział związany! Nawet miał taśmą zaklejone usta. Oderwałem mu ją niezbyt delikatnie.
-AŁA!- wydarł się na całą okolice! Zaraz Staśka zadzwoni na policje, że Skarb zakłóca jej święty spokój.- Te twoje dzieci… To nie są dzieci… To POTWORY! – warknął.
-No spokojnie!- pogroziłem mu palcem. Grabi sobie chłopczyna, grabi… -Złość urodzie szkodzi. Nigdy nie wyrwiesz ZośkI!
-Już ją wyrwał.- podbiegł do mnie Kubuś.- Widziałem, jak się prawie całowali!
-No co ty gadasz?
-Co tu taki syf!?- wykrzyknęła nagle Małgośka. Rozejrzałem się dookoła, rzeczywiście, taki tu burdel! Po ilości plastikowych kubków stwierdzam, że musiała być niezła impreza, ale postanowiłem się nie odzywać.- Gdzie Zosia?- spytała głównego podejrzanego.
-Poszła z Kubą kupić worki na śmieci i jakieś płyny, żeby tu ogarnąć to wszystko… Dlaczego tak szybko wróciliście?- jęknął Maniek. Czy on zawsze musi tak marudzić? Gdy tak na niego popatrzyłem, to wrócił mi i humor, i wewnętrzny spokój. Może brakowało mi jego marudzenia? Może rozrabiania dzieciaków? Nie wiem. Muszę stąd jak najszybciej wyjść, bo będą kazać mi sprzątać!
-Dzieciaki, Justyna, Gosia, idziemy na gorącą czekoladę! Ja stawiam! Młodzież sprząta.- hehe mam plan!
-A ja!?- krzyknął Kocur, gdy zamknęły się za nami drzwi. Ciekawe ile posiedzi jeszcze taki przywiązany do tego krzesła.
-To wyście mu to zrobiły?- dzieciaki pokiwały głowami.- To już można chyba podciągnąć do znęcania się nad zwierzętami… hehe A jak mi opowiecie ze szczegółami co tu się działo, to kupię wam jeszcze po dobrym ciastku!
-TAAAAAAAK!
*Maciek*
No i sobie poszli. I zostałem sam. Związany. Dalej piecze mnie skóra wokół ust po tym, jak Pieter oderwał mi tą taśmę. Co ja mu zrobiłem, że zrobił to tak brutalnie!? Słyszę zgrzytanie kluczyka w zamku. Zosia i Kuba. Moje wybawienie!
-Pomóżcie…- jęknąłem, gdy tylko drzwi się otworzyły. Zośka mało nie przewróciła się ze śmiechu. Co w tym śmiesznego? Kuba podszedł, poklepał mnie po ramieniu i też się roześmiał. Ciekawe, jak on by się czuł taki związany i czy też by się tak śmiał! – Możesz mnie rozwiązać?!
-Nie umieć poradzić sobie dwójką małych dzieci…
-Powiedzieli, że mnie zwiążą tylko na chwilę, bo oni są Indianami, a ja … - ale ja jestem głupi!
Nawet dzieci potrafią mnie podejść. Więcej nie będę z nimi siedział, nigdy! Po tych dwóch tygodniach to nie wiem też, czy chce mieć kiedykolwiek własne.
-A gdzie one są?- zapytała Zośka, stawiając butelkę z jakimś płynem na stole.
-Piotrek je zabrał. – rzuciłem idąc do łazienki. Spojrzałem w lustro. Na dodatek byłem cały pomazany jakimś czerwonym mazakiem. Żeby to nie był ten, którym Kubuś pomazał ściany! Jego się nie da zmyć tak szybko… Pech chciał, że to chyba właśnie był on.
-To oni już wrócili? – Kuba zrobił wielkie oczy.
-No wyobraź sobie, że tak. Zanim wrócą ponownie, ma tu być porządek.- odpowiedziałem, próbując odmyć swoją twarz. Nic nie pomagało!
-To choć nam pomóż może!- krzyknęła do mnie Zosia, najprawdopodobniej z kuchni, chyba nawet zamykała właśnie drzwi lodówki. Spojrzałem w lustro. No pięknie, jeszcze się rozmazało.
-Teraz to wyglądasz, jak prawdziwy Indianin.- roześmiał się Kuba.
-Matoł…- postanowiłem nie zwracać uwagi na dogryzki z ich strony. Co z tego, że mam całą twarz czerwoną? To moja sprawa, nie ich.
-Myślisz, że się obraził?- brunetka szepnęła do mojego brata, a ten coś jej odpowiedział. Niestety tak cicho, że tego nie usłyszałem. Dziewczyna roześmiała się, czyli znów mnie obgadywali! Rzuciłem w nich poduszką i poszedłem sprzątać w innym pokoju.
*Zosia*
Skończyliśmy sprzątać akurat w chwili, gdy drzwi mojego domu się otworzyły. Pojawiła się w nich mama. Rozejrzała się.
-Brawo. Jak chcecie, to jednak umiecie posprzątać. – uśmiechnęła się do nas promiennie.
-To mogę już iść?- spytał Maciek. Dalej był na nas obrażony. Mama kiwnęła w jego stronę głową, więc chwycił kurtkę, naciągnął na nogi buty i wybiegł bez pożegnania.
-Przejdzie mu.- Kuba ponownie się roześmiał patrząc przez okno, jak jego brat potknął się o jakiś kamień na chodniku. – Idę, bo on się zabije z tej złości! Cześć.- ucałował mnie w policzek, pożegnał się z moją mamą i wyszedł. W końcu mamy względny spokój!
-Jak było? – spytałam, gdy w końcu mogłam usiąść na kanapie i niczym się nie przejmować. Tak, to były naprawdę ciężkie dwa tygodnie. Chyba zaczęłam doceniać rolę matki.
Usiadłyśmy obok siebie, prostując nogi i zakładając je na stoliku obok. Brakowało mi tego.
-Nie powinnaś poprzypominać sobie czegoś do szkoły?
No tak. Jutro szkoła. Dlaczego!? Jak dobrze, że już niedługo zawody w Wiśle, potem z Zakopanem. Wtedy znów nie pójdę do niej. Nie lubię swojej szkoły.
Pokręciłam przecząco głową. Nie miałam na to teraz siły.
-Opowiedz mi, jak było na turnieju?- spojrzałam w stronę mamy. Uśmiechnęła się na same wspomnienie. Musiało być ciekawie. Fajnie, że tam pojechała. Odprężyła się i odpoczęła trochę, o ile przebywanie tyle czasu ze skoczkami może kogokolwiek odprężać.

-To trzeba przeżyć. Może za rok ty pojedziesz? – spojrzała na mnie troskliwym wzrokiem, albo mi się wydawało, albo nie chciała mi czegoś powiedzieć… 

niedziela, 2 sierpnia 2015

7,8.

7.
Następnego dnia w szkole znów nie miałam spokoju.
-Byłam w ferie w Alpach.- stwierdziła jedna.
-E tam… Alpy… Śnieg i góry, masz to na co dzień. Ja byłam w Egipcie.
-Zośka, a ty gdzie byłaś? – no i się zaczyna!
-W domu. – uśmiechnęłam się.
-I co, pewnie zajmowałaś się bachorami Żyły? – zaśmiała się.- Jaka ty głupia jesteś…- na pewno mądrzejsza od ciebie…- Ja ci dobrze radzę, rzuć to wszystko! Idziesz dziś z nami na imprezę do Igora? – Igor. Chyba najprzystojniejszy chłopak w całej szkole… Ale jutro jest sprawdzian z matematyki.
-Nie, nie mogę.- odpowiedziałam. Po co ja z nimi w ogóle rozmawiam?
-Tak myślałam.- znów wybuchła śmiechem, zarzuciła torebkę na ramie i wyszła, a za nią jej psiapsiółki. Chyba znów mam doła.
Wróciłam do domu. Mama miała dziś jeszcze wolne. Musiała odpocząć po podróży i przygotować się do powrotu do rzeczywistości, czyli pracy w firmie oraz w domu. Dlaczego nie można wymyśleć sobie jakiegoś idealnego świata, zaprosić do niego najbliższe nam osoby i zamieszkać tam, być sobie szczęśliwym i niczym się nie przejmować? Ale może wtedy nie docenilibyśmy szczęścia jakie byłoby nam podarowane…
Otworzyłam drzwi. Zrobiłam to najciszej, jak umiałam. Może mama odsypia ten swój urlop?
Oparłam się o ścianę i zaczęłam ściągać buta. Jednak mama nie spała. Rozmawiała z kimś przez telefon.
-Tomasz. To za wcześnie. – Kim był Tomasz i na co było za wcześnie? Wiem, że nie ładnie podsłuchiwać, ale…- Tak, jak tylko ją na to przygotuję… Obiecuję! … Tak… Jesteś kochany… Dziękuje… Paaa.
Chyba skończyła rozmawiać. Dopiero teraz trzasnęłam drzwiami, zdjęłam drugiego buta i weszłam do kuchni.
-Cześć słońce, jak było w szkole?
-Okay, mamo.- odpowiedziałam. Nie miałam głowy do myślenia o szkole… Kim był Tomasz?
-Zrobiłam dziś pizze. – uśmiechnęła się. Mamo, powiedz mi kim jest Tomasz, nie jestem już głodna… Ale przecież jej tego tak wprost nie powiem.
Po zjedzeniu wspólnego obiadu poszłam do Justyny i Piotrka. On albo ona na pewno coś mi powiedzą. Każdy wie, że Żyła nie zawsze umie trzymać język za zębami i przy odpowiednim podejściu wszystko wypapla.
-Jak tam było na turnieju? Poznaliście kogoś fajnego? – spytałam. Justyna popatrzyła na mnie i roześmiała się. Spojrzałam na nią, domagając się wyjaśnień, ale ona tylko pokręciła głową i zamknęła się w łazience. Mogę dać rękę uciąć, że mrugnęła do Piotrka. Co tu jest grane?
-No poznaliśmy! I to ile osób!- stwierdził Piotr.- Ale ty tu nie odwracaj kota ogonem… choć to może trochę złe porównanie hehe… jak tam z tobą i Mańkiem?
-Ze mną i z Mańkiem? Od razu mówię, że nie wiem cóż ten twój syn sobie ubzdurał, ale my się nie całowaliśmy! Poza tym on jest na mnie obrażony i się nie odzywa…
-Pierwsza kłótnia? Ehh potem się już wprawicie i będzie wam to łatwiej przełknąć.
-Piotrek. Nie jestem z Kotem!
-Zośka, przede mną niczego nie musisz ukrywać! Hehehe Jestem jakby twoim dobrym wujkiem, może starszym bratem? Nazywaj mnie jak chcesz, ale wiedz, że wskoczyłbym za tobą w ogień i jak cię Maniek skrzywdzi, to się do niego już w życiu nie odezwę!
-Piotrek…- nie zdążyłam odpowiedzieć na jego deklarację, bo do domu wpadł Kubuś z jakąś paczką.
-Co tam masz, synu? Hehe Niespodziankę dla tatusia? – że też mu te zmiany tematów przychodzą z taką łatwością. Gadamy o mojej mamie, potem o mnie i Kocie, a teraz już o pudełku. A mnie nadal interesował ten pierwszy temat…
-Mam prezent dla całego naszego domu, jak i dla Zośki.- stwierdził chłopczyk stawiając owe pudło na stole. Te nagle poruszyło się i wybiegł z niego kot. Czarny kot z zielonymi oczyma i białym krawacikiem. Taki kotek elegancik. Był śliczny i malutki. Sama słodycz!- Tato, przygarnijmy go! Ktoś go wyrzucił na śmietnik… A ty lubisz Koty!
-Szacunek do swojego wujka!- Piotrek przejechał ręką po włosach syna.- Pogadam z Justyną.
Jednak Justyna nie była tak uległa jak on.
-Nie ma mowy. Kot to odpowiedzialność. Trzeba go karmić, nauczyć jak ma się zachowywać w domu, no i Piotrze, istnienie możliwość, że podrapie twój fotel. – spojrzałam na Wiewióra. Ten fotel, to jego czuły punkt. Ma na jego punkcie bzika.
-Ale ja już nawet nadałem mu imię!- jęknął Kubuś.- Nazywa się Maciej. Maciuś kici, kici! Widzicie? Reaguje!
-Maciej kot, kot Maciej… ZOSTAJE!- roześmiał się Piotrek i wziął nowego współlokatora na kolana. – A to się Maniek zdziwi, jak mu powiem, że zamieniłam go sobie na lepszy, niemarudzący model! Hehehe

Justyna zrezygnowana pokręciła głową. Chyba nie miała w tej sprawie już zbyt wiele do powiedzenia. 

8.
Właśnie dziś miały odbyć się zawody w Wiśle. Od samego rana nie mogłam się doczekać. Do tego Justyna obiecała, że ma czas, więc zaopiekuje się dzieciakami. Żyć nie umierać! Cieszyłam się bardzo z tego powodu. Wstałam z łóżka, wsunęłam nogi do swoich kapci w różowe kotki, które kupił mi Piotrek. Zeszłam powoli po schodach i skierowałam się do kuchni. Moja mama jeszcze spała. Może to i lepiej? Zaparzyłam sobie kawę o smaku Milki, którą chłopcy przywieźli z Niemiec jako prezent i pamiątka dla mnie z TCS. Szkoda tylko, że prawie całą sami wypili… Usiadłam przy stole, gdy wyświetlacz komórki zaświecił się i usłyszałam sygnał wiadomości.
„Zajechać po ciebie? Powiedzmy, że za pół godziny będziemy u ciebie pod domem.”
Kochana Ewa! Tak się o mnie zawsze troszczy, zawsze o mnie pamięta. Nie zamierzałam iść na treningi, ale skoro nadarzyła mi się taka okazja… Nie powiem nic o tym Piotrkowi, ale się zdziwi jak mnie zobaczy tam na skoczni! Szybko odpisałam, że chętnie się z nimi zabiorę, znaczy z Ewą i Kamilem! Oni tak idealnie do siebie pasowali. Poza tym uwielbiam spędzać z nimi czas, a z Ewą dogadujemy się wręcz idealnie, można rzec, że rozumiemy się nawet bez słów! Na osiemnaste urodziny dostałam od nich lustrzankę, bo fotografia to jest to, co łączy mnie i żonę podwójnego złotego olimpijczyka z Soczi.
Wbiegłam po schodkach na górę i zamknęłam się w łazience. Szybko ogarnęłam się i poszłam pomyśleć przy otwartych drzwiach szafy, w co mam się ubrać. W końcu założyłam bluzę z 4F, którą dostałam niegdyś od Krzysia Miętusa. Co z tego że była męska? Za to jaka cieplutka! Do tego najcieplejsze jeansy jakie miałam i znów wpadłam do łazienki. Makijaż- gotowy. Włosy-gotowe, ale i tak założę jedną z piotrkowych czapek, które przewalały się po całym domu! Spakowałam lustrzankę firmy Nikon do torby przeznaczonej właśnie do niej. Założyłam kurtkę i szalik. Jak na złość nie mogłam znaleźć żadnej czapki… Pobiegłam do salonu. Gdzie jest jakaś czapka!? Spojrzałam na kanapę. Spod poduszki coś wystawało. Odrzuciłam ją na bok. Czapka. Tam była czapka! Ufff. Założyłam ją i przyjrzałam się sobie w lustrze. Okrycie głowy ze specyficznymi oczami najprawdopodobniej nie należało do mojej kolekcji, a było Żyły. Założę się, że właśnie jej szuka… Trudno! Pod łóżkiem Kuby stoją dwa kartony jego czapek, więc niech sobie weźmie jakąś inną! Chciałam już wychodzić, gdy przypomniało mi się, że nie mam butów na nogach. Wyjęłam więc z szafki swoje brązowe trzewiczki. Otworzyłam drzwi. Pod dom akurat zajechał kamilowy samochód, więc pobiegłam w jego kierunku. Otworzyłam drzwi auta i wskoczyłam na tylne siedzenie.
-Heeej! Możemy ruszać!- utuliłam przez siedzenie Ewę.  Miałam ochotę przytulić się też do mistrza, ale nie chciałam przeszkadzać mu w kierowaniu.
-Nie możemy.- mruknął i podjechał pod dom Żyły.- Gdzie ten Pieter!?
-A to co? On z nami jedzie?- podniosłam jedną brew lekko do góry.
-A no zadzwonił do nas przed chwilą. Auto mu zapalić nie chce…-  Kamil zatrąbił. W oknie domu Żyły poruszyła się zasłona i ujrzeliśmy roześmianą mordkę Wiewióra. Pomachał nam. Czyli zaraz pewnie przyjdzie. Chyba, że szuka czapki… Po chwili znów firanka zafalowała i wyłonił się za niej Kubuś. Wypiął do mnie język i ukłonił się do Kamila i Ewy. Ja mu dam! Będzie chciał ze mną na trening iść!
Po jakiś dziesięciu minutach dołączył do nas Piotr.
-A więc tu jest moja czapunia! – nawet się nie przywitał. Po prostu ściągnął ze mnie swoją czapkę i rzucił we mnie drugą, którą miał jeszcze przed chwilą na swej głowie.- A tak się o nią martwiłem!
Kamil się roześmiał, a Ewa cyknęła nam zdjęcie. Nie mogła się dłużej powstrzymać. Pewnie dołączy do tego albumu, który jest dla niej najcenniejszy. Jednak według mnie są w nim po prostu ‘haki’ na każdego. Czasami sama z niego korzystam… Najpiękniejsze jest jednak to, że każde zdjęcie jest naprawdę ciekawie i szczegółowo opisane.
-Mistrzu! Dawaj gazu, bo się spóźnimy! Ale nam Kruczek da popalić… O BOŻE!- wykrzyknął, gdy byliśmy w połowie drogi na skocznię. Nasze domy były naprawdę blisko niej…
-Cóż to się wydarzyło Piotrze?- Ewa spojrzała w jego stronę.
-Zapomniałem syna! – cała nasza trójka spojrzała na niego wymownie.- No co… Może poczuje się jak Kevin sam w domu i wybaczy ojcu!
-On nie jest sam…- mruknęłam. Myślałam, że przynajmniej dziś nie będę miała go na głowie…
-Właściwie to jest tylko z kotem…
-Piotrek, jak mogłeś zapomnieć wziąć syna ze sobą!?- zapytała go Ewa.
-Kamilu, zawrócisz się? – zaskowytał Piotrek. No i co zrobić? Zostawić Kubę samego w domu choćby na chwilę grozi tym, że można już nie zastać tego domu w całości… Tak więc chcąc nie chcąc świadomy tego Kamil musiał się zawrócić.

czwartek, 2 lipca 2015

6.

*Piotrek*
-Czy wy kobitki zdajecie sobie sprawę, że zostawiliśmy 4 nieodpowiedzialne dzieciaki i Zośkę samych na prawie dwa tygodnie! Ja to nie wiem czy cokolwiek zostanie z naszych pięknych domów!- westchnąłem na same wspomnienie moich cieplutkich czterech ścian i ulubionego skórzanego fotela, który zupełnie nie pasuje do reszty mebli w salonie. Kupiłem go sobie po ostatnich Mistrzostwach Świata, zasłużyłem sobie chyba, co? Jak w tym roku też zajmiemy jakieś podium, to kupię sobie drugi taki fotel, co by i Justynka mogła obok mnie w takim siedzieć.
-Stary, może nie będzie aż tak źle!- poklepał mnie po ramieniu Kamil. Wyprostowałem się i spojrzałem na niego. Był taki spokojny, jakby czuł, że wszystko będzie okay. Jednak mi coś nie dawało spokoju.
-Wiewiór, za 15 minut będziemy u ciebie pod domem, nie martw się.- roześmiał się Skrobot.
-Ty to lepiej patrz, jak jedziesz! Nie chcę dzieciaków osierocić!- mruknąłem do niego i założyłem słuchawki na uszy. Czym ja się tak przejmuje? Bo co takiego Koty ( bo podobnież Maciek się pomnożył!) mogłyby zrobić mojemu kochanemu fotelowi?
-Ten fotel to taki niewygodny…- przez muzykę przebił się jakże donośny głos mej współmałżonki.
-A ja chciałem ci kupić identyczny…- co oni wszyscy dziś przeciwko mnie?
-Piotruś, dobrze się dziś czujesz?- znów zagadał do mnie Kamil, ale ja dalej nie miałem jakoś ochoty z nikim gadać. Pogłośniłem więc muzykę i przymknąłem oczy. Otworzyłem je dopiero, gdy nasz bus się zatrzymał.
Wybiegłem z pojazdu i pociągnąłem za klamkę. Mój Boże! Zamknięte! Pukam, dzwonię, nic. Pozabijali się? Jednak moje przeczucia takie niezawodne… Z kim ja teraz będę w pokoju na konkursach mieszkał!? A kto mi będzie dzieciaków pilnował!?
-Może jeszcze śpią? Dopiero południe. Mieliśmy wrócić wieczorem.- Justyna,  jak zwykle mądrze myśląca i opanowana, otworzyła drzwi naszym kluczykiem.
Na korytarzu panował względy porządek. Wbiegłem do kuchni. Czyściutko. Salon. FOTEL STOI CAŁY! Ufff. Ale gdzie są dzieciaki, Koty i Zocha? Wpadłem do pokoju Kuby. Żadnej żyjącej duszyczki tu nie było, tak samo jak w naszej sypialni.  Otworzyłem więc drzwi do pokoju Karolci.
-Justysia! Patrz co się stało!- krzyknąłem, ale ona dalej rozmawiała niczego nieświadoma z Małgosią.- JUSTYNA! Patrz co się stało!!!- powtórzyłem dużo głośniej.
-Jednak pozabijali się? – dziewczyny wpadły do pokoju zadyszane. Zmęczyły się pokonaniem kawałka drogi od salonu do pokoju naszej córki? Co za kondycja! Muszę nad nimi z Zośką popracować… Oczywiście jak znajdę Zośkę, bo tu jej nigdzie nie ma…
-Jakby coś się tu zmieniło, ale ani trupów ani brudu tutaj nie ma.- Gośce włączył się czarny humor, ale mi wyjątkowo do śmiechu nie było. Gdzie są moje dzieci? Kto będzie przekazywał dalej moje geny?
-Pomalowali ściany?- zapytała moja żona.
-Brawo! Ale gdzie oni są!?- zapytałem po raz enty.
-Może u mnie? – w końcu Małgośka powiedziała coś mądrego! Brawa dla tej pani!
Pobiegłem nie patrząc na nic, mało nie zabijając się o własne torby, które któryś z tych matołów zostawił na schodach! Czy tak trudno było to wnieść do środka? Pociągnąłem za klamkę. Drzwi były otwarte. Gdy tylko wszedłem do środka, odetchnąłem z ulgą, zarówno Kocur, jak i moje dzieci żyły!
Maniek siedział przywiązany do krzesła, które stało na środku salonu Lewandowskich. Moje dzieciaczki, przebrane za jakiś Indian biegały wkoło niego, ale gdy tylko mnie zobaczyły, przytuliły się do mnie.
-Ale się za wami stęskniłem!- potem dołączyły do nas dziewczyny, więc małolaty poszły się z nimi przywitać. Usłyszałem jakieś jęki. Odwróciłem się. No tak, Maciek dalej siedział związany! Nawet miał taśmą zaklejone usta. Oderwałem mu ją niezbyt delikatnie.
-AŁA!- wydarł się na całą okolice! Zaraz Staśka zadzwoni na policje, że Skarb zakłóca jej święty spokój.- Te twoje dzieci… To nie są dzieci… To POTWORY! – warknął.
-No spokojnie!- pogroziłem mu palcem. Grabi sobie chłopczyna, grabi… -Złość urodzie szkodzi. Nigdy nie wyrwiesz ZośkI!
-Już ją wyrwał.- podbiegł do mnie Kubuś.- Widziałem, jak się prawie całowali!
-No co ty gadasz?
-Co tu taki syf!?- wykrzyknęła nagle Małgośka. Rozejrzałem się dookoła, rzeczywiście, taki tu burdel! Po ilości plastikowych kubków stwierdzam, że musiała być niezła impreza, ale postanowiłem się nie odzywać.- Gdzie Zosia?- spytała głównego podejrzanego.
-Poszła z Kubą kupić worki na śmieci i jakieś płyny, żeby tu ogarnąć to wszystko… Dlaczego tak szybko wróciliście?- jęknął Maniek. Czy on zawsze musi tak marudzić? Gdy tak na niego popatrzyłem, to wrócił mi i humor, i wewnętrzny spokój. Może brakowało mi jego marudzenia? Może rozrabiania dzieciaków? Nie wiem. Muszę stąd jak najszybciej wyjść, bo będą kazać mi sprzątać!
-Dzieciaki, Justyna, Gosia, idziemy na gorącą czekoladę! Ja stawiam! Młodzież sprząta.- hehe mam plan!
-A ja!?- krzyknął Kocur, gdy zamknęły się za nami drzwi. Ciekawe ile posiedzi jeszcze taki przywiązany do tego krzesła.
-To wyście mu to zrobiły?- dzieciaki pokiwały głowami.- To już można chyba podciągnąć do znęcania się nad zwierzętami… hehe A jak mi opowiecie ze szczegółami co tu się działo, to kupię wam jeszcze po dobrym ciastku!
-TAAAAAAAK!
*Maciek*
No i sobie poszli. I zostałem sam. Związany. Dalej piecze mnie skóra wokół ust po tym, jak Pieter oderwał mi tą taśmę. Co ja mu zrobiłem, że zrobił to tak brutalnie!? Słyszę zgrzytanie kluczyka w zamku. Zosia i Kuba. Moje wybawienie!
-Pomóżcie…- jęknąłem, gdy tylko drzwi się otworzyły. Zośka mało nie przewróciła się ze śmiechu. Co w tym śmiesznego? Kuba podszedł, poklepał mnie po ramieniu i też się roześmiał. Ciekawe, jak on by się czuł taki związany i czy też by się tak śmiał! – Możesz mnie rozwiązać?!
-Nie umieć poradzić sobie dwójką małych dzieci…
-Powiedzieli, że mnie zwiążą tylko na chwilę, bo oni są Indianami, a ja … - ale ja jestem głupi!
Nawet dzieci potrafią mnie podejść. Więcej nie będę z nimi siedział, nigdy! Po tych dwóch tygodniach to nie wiem też, czy chce mieć kiedykolwiek własne.
-A gdzie one są?- zapytała Zośka, stawiając butelkę z jakimś płynem na stole.
-Piotrek je zabrał. – rzuciłem idąc do łazienki. Spojrzałem w lustro. Na dodatek byłem cały pomazany jakimś czerwonym mazakiem. Żeby to nie był ten, którym Kubuś pomazał ściany! Jego się nie da zmyć tak szybko… Pech chciał, że to chyba właśnie był on.
-To oni już wrócili? – Kuba zrobił wielkie oczy.
-No wyobraź sobie, że tak. Zanim wrócą ponownie, ma tu być porządek.- odpowiedziałem, próbując odmyć swoją twarz. Nic nie pomagało!
-To choć nam pomóż może!- krzyknęła do mnie Zosia, najprawdopodobniej z kuchni, chyba nawet zamykała właśnie drzwi lodówki. Spojrzałem w lustro. No pięknie, jeszcze się rozmazało.
-Teraz to wyglądasz, jak prawdziwy Indianin.- roześmiał się Kuba.
-Matoł…- postanowiłem nie zwracać uwagi na dogryzki z ich strony. Co z tego, że mam całą twarz czerwoną? To moja sprawa, nie ich.
-Myślisz, że się obraził?- brunetka szepnęła do mojego brata, a ten coś jej odpowiedział. Niestety tak cicho, że tego nie usłyszałem. Dziewczyna roześmiała się, czyli znów mnie obgadywali! Rzuciłem w nich poduszką i poszedłem sprzątać w innym pokoju.
*Zosia*
Skończyliśmy sprzątać akurat w chwili, gdy drzwi mojego domu się otworzyły. Pojawiła się w nich mama. Rozejrzała się.
-Brawo. Jak chcecie, to jednak umiecie posprzątać. – uśmiechnęła się do nas promiennie.
-To mogę już iść?- spytał Maciek. Dalej był na nas obrażony. Mama kiwnęła w jego stronę głową, więc chwycił kurtkę, naciągnął na nogi buty i wybiegł bez pożegnania.
-Przejdzie mu.- Kuba ponownie się roześmiał patrząc przez okno, jak jego brat potknął się o jakiś kamień na chodniku. – Idę, bo on się zabije z tej złości! Cześć.- ucałował mnie w policzek, pożegnał się z moją mamą i wyszedł. W końcu mamy względny spokój!
-Jak było? – spytałam, gdy w końcu mogłam usiąść na kanapie i niczym się nie przejmować. Tak, to były naprawdę ciężkie dwa tygodnie. Chyba zaczęłam doceniać rolę matki.
Usiadłyśmy obok siebie, prostując nogi i zakładając je na stoliku obok. Brakowało mi tego.
-Nie powinnaś poprzypominać sobie czegoś do szkoły?
No tak. Jutro szkoła. Dlaczego!? Jak dobrze, że już niedługo zawody w Wiśle, potem z Zakopanem. Wtedy znów nie pójdę do niej. Nie lubię swojej szkoły.
Pokręciłam przecząco głową. Nie miałam na to teraz siły.
-Opowiedz mi, jak było na turnieju?- spojrzałam w stronę mamy. Uśmiechnęła się na same wspomnienie. Musiało być ciekawie. Fajnie, że tam pojechała. Odprężyła się i odpoczęła trochę, o ile przebywanie tyle czasu ze skoczkami może kogokolwiek odprężać.

-To trzeba przeżyć. Może za rok ty pojedziesz? – spojrzała na mnie troskliwym wzrokiem, albo mi się wydawało, albo nie chciała mi czegoś powiedzieć… 

sobota, 23 maja 2015

5.

*Następnego dnia rano*
-Impreza? TU!? – to dlatego sami dobrowolnie posprzątali ten syf, a mi kazali iść spać…
-Nie, nie tu.- uśmiechnął się Maciek, a ja odetchnęłam z ulgą. -U ciebie w domu. Tu będą siedzieć dzieci…- czy oni to mówią poważnie?
-No chyba was obu pogięło! U MNIE!? IMPREZA!? Przecież jutro wraca Piotrek z Justyną i moją mamą!
-Do jutra posprzątamy.- zapewnił mnie starszy z Kotów.
-Kuba, NIE! Czy wy nie rozumiecie słowa nie?
-Ale…
-NIE! – uważałam rozmowę za zakończoną, więc zwróciłam się w stronę kuchni i chciałam tam też pójść, by zrobić sobie śniadanie.
-Skarb, zrób coś!- jęknął błagalnie Kuba.
Na dodatek jeszcze mój telefon zadzwonił. Piotrek. Odebrałam i przywitałam się z nim jakby niby nic.
-Co ty nie odbierasz? – zarzucił mi od razu Piotrek.- Jak tam? Mój dom jeszcze stoi?
-Nie… Mi nie ufasz? – zapytałam z żalem.
-Nie obrażaj się, Młoda! Nie zapominaj tylko o Kocie. Pilnuj go. Dokarmiaj. Bo sam sobie rady nie da! W sumie szkoda, że nie mogłem go ze sobą zabrać…
-Jakiego kota? Ty masz kota?-  przytrzymywałam komórkę ramieniem przy uchu i smażyłam kurczaka, z którym zamierzałam zrobić później sałatkę.
-No nie wiem czy mam Kota... –chwila ciszy.-W sumie to on nie jest mój, tylko taki nasz drużynowy. Hehe
-To czemu on jest u ciebie, a nie u kogoś innego z drużyny?- kurczak się przypala! Zdjęłam patelnię z ognia.
-Bo jakby go nie było, to dzieci by ci w ogóle nie dawały odpocząć, a tak bawią się z Kotem. Widzisz, ja myślę!
-Czeekaaj… Gdzie jest ten kot? Dzieci nie bawią się z żadnym… aaaa ten Kot!
-A to ty myślałaś, że jaki Kot?
-Nie ważne. Masz nawet dwóch Kotów…- miałam ochotę przywalić sobie tą patelnią w głowę. Że też od razu się z nim nie zrozumiałam! –Chwila. Dlaczego mam go dokarmiać?
-Bo to nasz Skarb jest! Trzeba o niego dbać. Ale nie za dużo, bo się przyzwyczai! A dobrze się sprawuje?
-On czy dzieci?
-Ogół. A skąd się wziął tam u was drugi Kot?
-Przybłąkał się. I niczym się nie przejmuj, dam radę ze wszystkim! O dzieci już wróciły, muszę lecieć. Pa.- cmoknęłam do słuchawki, wrzuciłam kurczaka do miski i pobiegłam otworzyć drzwi babci Żyle z dzieciakami.
*Maciek*
-Nie będzie żadnej imprezy ani w tym domu ani u mnie.- powiedziała stanowczo.
Dlaczego ona jest taka uparta? Przecież do jutra spokojnie posprzątamy. Na pewno damy radę. Tym bardziej, że tamci mają wrócić przed wieczorem. Kuba dalej się z nią kłócił i podawał dobre powody, dla których zrobienie imprezy tu i teraz jest genialnym pomysłem, ale jej kontrargumenty były jeszcze lepsze.
A może ona ma racje? Może ta impreza to szczyt głupoty i nieodpowiedzialności? W ten sposób pokażemy, jak daleko nam do dorosłości? Może czas przestać być dzieckiem?
Ale Kuba zaprosił już tyle ludzi na dzisiejszy wieczór. Mamy ich wszystkich zawieść? Mamy od tak zmienić ich plany? Powiedzieć, że mamy ich w nosie?
Tego nie zrobię. To są moi bliżsi lub dalsi znajomi. Nie mogę ich zawieść!
Trzeba włączyć swój urok osobisty, który na pewno dalej na nią działa. W końcu kiedyś szalała za mną…
Chciała od nas odejść, pójść do pokoju Karolinki i pobawić się z dzieciakami. Wolała je od nas.
-Zosiu.- złapałem ją za nadgarstek i pociągnąłem do siebie. Straciła równowagę i wylądowała na moich kolanach. Spojrzałem prosto w jej ciemne oczy. Nagle straciła tą swoją pewność siebie. Cicho westchnęła.
-Ile osób zaprosiliście?- spytała szepcząc.
-Kilkanaście.- wyszeptałem jej do ucha. Sam nie byłem pewny kogo zaprosił mój brat.
-Maciek…- spojrzała na mnie wymownie tak, że aż przeszedł mnie dreszcz. Uśmiechnąłem się do niej krzywo.
-To jak? Zgadzasz się?
A wtedy do pokoju wbiegł Kubuś przebrany za jakiegoś Indianina. Zatrzymał się i zaczął nam się przyglądać.
-Maciek i Zośka, zakochana para! Siedzą na kominie i całują świnie!- zaczął podśpiewywać.- Tata to miał racje, że będziecie razem!- krzyknął i pobiegł do Karolinki.- Młoda! Szykuj się, będzie ślub!
Roześmiałem się, a Zosia wstała i poszła do kuchni. Oblał ją rumieniec. Nie powiedziała ani słowa, czyli co, zgodziła się czy nie?
Poszedłem za nią. Rwała sałatę do dużej, niebieskiej miski.
-Czyli możemy?
-Możecie.- odpowiedziała i zaczęła kroić ogórki.
-Robisz tą sałatkę na naszą imprezę?
-Dobra. Mogę wam ją dać, ale… macie zaprosić mi Krzysia.
-Miętusa?
-Miętusa! Z kim będę tu siedzieć? Bo przecież nie zostawimy samych dzieci… Nie wiem kto jest gorszy, one czy wy?
Czyli po raz kolejny to mi udało się przekabacić Zośkę! 2:0 dla mnie! Kuba może się ode mnie tylko uczyć.
-Bij pokłony!- stwierdziłem przechodząc obok starszego brata. Usiadłem na kanapie i wybrałem numer do Titusa. Zaprosiłem go i Grześka. Niech wpadają, dzisiejszego wieczoru drzwi otwarte dla  każdego!
Przyszło jednak trochę za dużo ludzi. Jedna sałatka chyba nie starczy. Zamówiliśmy jeszcze kilka opakowań pizzy z pobliskiej restauracji. Byłem pewny, że przyjechał dostawca, więc chwyciłem portfel i otworzyłem drzwi, do których ktoś pukał.
-Ooo Zośka! Jak się bawisz? – spytałem.
-A ty już pijany… Ścisz muzykę, bo pani Stasia zadzwoni na policję! I zawołaj Titusa.- zawołałem więc go, ale muzyki ściszać zamiaru nie miałem.
Titus przybiegł uśmiechnięty i oparł się o framugę drzwi.
-A ty Zosia, co się nie bawisz z nami?
-Bo zajmuję się dziećmi… Gdyby nie ja, to Koty też by cię nie zaprosili… Idziesz ze mną?
-FOCH!- fuknął w moją stronę i poszedł za dziewczyną. Nie zdążyłem zamknąć drzwi, a przed dom zajechała policja.
-WYŁĄCZAĆ MUZYKĘ!- krzyknąłem. Wyłączyli. No to lajcik. Krzysiek został na miejscu, a Zocha pobiegła do dzieciaków. Tylko oni nic nie pili…

Titus ułaskawił jakoś policjantów i odjechali. Już nigdy nie zrobię tu imprezy, Staśka wszystko zepsuje…  

poniedziałek, 4 maja 2015

4.

*Zosia*
Korzystając z chwili względnego spokoju postanowiłam wybrać się do swojego domu. Należałoby się go trochę przewietrzyć i kwiatki podlać. Mogłabym równie dobrze iść na miasto, pospacerować albo pojechać do Zakopanego na Gubałówkę czy też w wyższe góry, ale z kim? Grzywa aktualnie w Austrii z resztą fruwajców i moją mamą. Inne nieloty nie mają dla mnie czasu… Poza tym, niedługo rozpocznie się konkurs, więc muszę go obejrzeć. Ciekawe czy do tego czasu Maciej wróci.
Wyjrzałam przez okno. Właśnie szedł z różą w jeden dłoni, Rafaello w drugiej, a w zębach trzymał jakąś kopertę. Chce mnie przekupić? A może to nie dla mnie? Może znalazł sobie jakąś lubą i mi nie powiedział!? Przełożył kwiatka do lewej ręki i grzebie prawą po wszystkich kieszeniach. Zapomniał kluczyka. Szarpie za klamkę, puka, dzwoni do piotrkowych drzwi. Biedaczek. Niech się pomęczy chwilę! Zaczął się rozglądać. Zasłoniłam się firanką. Chyba jednak mnie zobaczył, bo szedł już w moją stronę. Schował kopertę do tylniej kieszeni. Zapukał do drzwi. Otworzyć, nie otworzyć? Niech trochę poczeka! Poszłam je w końcu otworzyć, ale nie śpieszyłam się. Przekręciłam kluczyk ociągając się przy tym okropnie.
-Myślałem już, że cię nie ma. Że gdzieś poszłaś. A ty tu.- uśmiechnął się do mnie szeroko. Dalej stałam w progu, nie wpuszczając go tym samym do środka. – Przepraszam. – podsunął mi Rafaello, różę dalej kryjąc za plecami.  Wyciągnęłam rękę i wzięłam od niego słodki podarunek, po czym zamknęłam mu drzwi przed nosem.
-No przepraszam! Więcej tak nie zrobię! – usłyszałam jeszcze jego jęk.
-No dobra. Właź. - zlitowałam się nad nim. W końcu miał dla mnie jeszcze różę i to w moim ulubionym, herbacianym odcieniu.
Skierował się prosto do kuchni, dalej nie wręczając mi kwiatka. Odłożyłam prezent na stolik i wróciłam do podlewania kwiatków. Niech sobie nie myśli, że tak łatwo mu wybaczę. Niech się nieco postara.
Skończyła mi się woda w dzbanku. Musiałam zejść z krzesła, na którym stałam podlewając wysoko postawione rośliny. Nie należałam do tych bardzo wysokich dziewczyn, ale nie byłam też jakaś niska. Miałam niecałe 170 cm.
Weszłam do kuchni, by napełnić naczynie wodą.  Na krześle siedział Kot, który wstał na mój widok, a na stole leżała tajemnicza koperta, a na niej róża obwiązana pomarańczową wstążką. Brunet popatrzył na mnie i popukał w blat. Okay, czyli to jednak dla mnie, więc ewentualna szansa na to, że Kot w końcu znalazł sobie dziewczynę, właśnie wygasła. Trochę szkoda.
-Tak, to jest dla ciebie.- potwierdził me przewidywania. Wyjęłam zawartość koperty. Były to dwa bilety do kina na Hobbita. Zapewne dla mnie i dla niego.
-O Macieju! To naprawdę dla mnie? – zaciągnęłam się zapachem kwiatka.
-Tak, to dla ciebie.- powtórzył jeszcze raz.- Mogłabyś…
-Mogłabym pójść z Nikolą!  Tak wiem… Dawno nigdzie nie byłyśmy razem… Dziękuje.- przytuliłam się do niego. Wiedziałam, że się wkurzył. Przecież chciał iść ze mną, ale nie powiedział ani słowa na ten temat. Uśmiechnął się tylko.
-Widzisz jaki jestem wspaniały… To nie gniewasz się już?- zapytał dla pewności.
-Jasne, że nie. Tym bardziej, że dziś wieczorem dzieciaki wracają i będziesz musiał się nimi sam zająć. Wiesz, ja pójdę tylko na pięć minut do tego kina.- zaśmiałam się i wróciłam do podlewania. Maciek dalej stał przestraszony po środku kuchni. Biedaczek, ale ja w niego wierzę, da sobie chłopczyna radę!
Obejrzeliśmy skoki u mnie w domu. Chcieliśmy zaprosić Jaśka i Klimka, których trener wymienił na Bartka Kłuska i Krzysia Bieguna, ale nie mogli, gdyż dziś była ich kolej na zajmowanie się dziećmi. Podsumowując konkurs, naszym nie poszło jakoś najgorzej. Kamil 7, Piotruś 13, reszta też w pierwszej trzydziestce, nie licząc Bartka, który nie przeszedł nawet kwalifikacji.  Kolejny konkurs za dwa dni! A potem wreszcie wrócą do Polski…
Skoro zawody się skończyły, to chyba czas zacząć szykować się do kina?
Założyłam czarne legginsy i jakąś bluzę. Po co się miałam stroić? Przecież to zwykły wypad z kumpelą do kina. Nic nadzwyczajnego. Zrobiłam sobie lekki, naturalny makijaż, włosy przeczesałam i zostawiłam rozpuszczone. Jeszcze przejechałam błyszczykiem po ustach.
-Zośka… a kiedy dzieciaki przyjdą?- zapytał po raz kolejny Maciej.
-Maciek… a kiedy dzieciaki przyjdą?- mama mnie tak zawsze spławiała i zwykle działało, więc wypróbowałam to dziś na nim.
-O jaaa… Zocha! Z tobą to się w ogóle gadać nie da…
-Też cię uwielbiam, Maćku.- uśmiechnęłam się do niego i wyminęłam go w drzwiach. Wrócę… Za piąć minut!- i wyszłam z domu.
Przed kinem dostałam smsa od Nikoli, że jej Adam zaprosił ją na jutro na Hobbita, a ja za nim nie przepadam, więc ona go dziś ze sobą nie weźmie, a dwa razy oglądać ten sam film też by było bez sensu. Więc bardzo przeprasza, ale nie przyjdzie.
W sumie jakoś szczególnie się z tego powodu nie zdziwiłam, ale przyznam, było mi bardzo smutno. Po raz kolejny jej chłopak był ważniejszy ode mnie… Trudno, jakoś to przeżyję.
Weszłam do środka. Nie spodziewałam się aż takich tłumów. Jakiś chłopak właśnie stał przy okienku i rozmawiał z kobietą, która próbowała mu wytłumaczyć, że nie ma już biletów. W końcu chłopak wkurzył się i wyszedł z budynku, mocno trzaskając przy tym drzwiami. Nie wiem czemu, ale coś kazało mi za nim pójść. Chłopak właśnie schodził ze schodów, a ja miałam wolny bilet…
-Czekaj!- zatrzymał się, odwrócił i spojrzał na mnie wzrokiem typu „czego ta frajerka ode mnie chce!?”. Spanikowałam. Czy ja jestem mądra? Proponować obcemu chłopakowi… Ale skoro już i tak się ośmieszyłam, to… - Mam dwa bilety, może chciałbyś pójść.. ze mną?- wydusiłam to w końcu z siebie! Odważyłam się!
 Chłopak nie spuszczał ze mnie wzroku, w końcu uśmiechnął się i powiedział:
-Jasne, bardzo chętnie. Zwrócę ci za ten bilet. – wróciliśmy razem do budynku.
Nie chciałam żadnych pieniędzy, przecież dostałam go z prezencie od Maćka. Było mi głupio, że zamiast z nim, to pójdę na film z nieznajomym facetem… z Pawłem, jak się później dowiedziałam. Miał 20 lat, studiował medycynę i mieszkał w Zębie. Kawaler idealny, jakby to powiedziała moja mama.
Kupił nam cole i popcorn, po czym zajęliśmy nasze miejsca.
W trakcie filmu złapał mnie za dłoń, niby to niechcący. Najpierw spodobało mi się to, ale po chwili pomyślałam, że ja go przecież w ogóle nie znam! Wyrwałam swoją rękę z jego uścisku i wtuliłam się w drugi bok fotela, by znajdować się jak najdalej od niego. Chyba zrozumiał, że mi się to nie spodobało, bo potem się nawet do mnie nie odzywał.
-Dziękuję za mile spędzony wieczór i przepraszam. – skłonił się lekko w moją stronę i pocałował mnie w dłoń. Miłe, ale… Schowałam ręce do kieszeni. Czułam też, że się zarumieniłam. Czemu ja zawsze muszę być taka czerwona na twarzy, gdy chcę dobrze wyglądać!?- przepraszam jeszcze raz. Kiedyś się odwdzięczę, jak będziesz w Zębie to może jeszcze jakoś na siebie znów wpadniemy? Albo zdzwonimy się… - myślałam, że poda mi teraz swój numer, ale on zrobił krok w moją stronę i spojrzał mi prosto w oczy.- Wiesz, nie znam jeszcze takiej dziewczyny, jaką ty jesteś. Nieśmiała, słodka, urocza... -I znów się do mnie przybliżył. On też jest słodki… Już chciał mnie chyba pocałować, ja zestresowałam się, bo nigdy tego nie robiłam, a wtedy zadzwoniła moja komórka. Odskoczyłam od niego i odebrałam ją.
-Maciek? Coś się stało?- zapytałam.- Jak to masz problem z dzieciakami? Oh… zaraz będę. – odwróciłam się znów do Pawła, chcąc mu przekazać, że muszą iść do domu, ale go już tu nie było. A numer?
**
-Co wyście tu zrobili!?... O Kuba, cześć… MAACIEEJ! Sprzątaj to!... Kuba, skąd ty się tu wziąłeś i czy możesz mi wytłumaczyć, co tu się właściwie stało?- zdjęłam kurtkę i zaczęłam zbierać zabawki, które przewalały się po całym domu. Zostawisz ich na trochę samych, a jak wrócisz to dom nie będzie przypominać domu, który zostawiłaś kilka godzin wcześniej. Poza tym, że wszystko było na podłodze, zabawki, jakieś ubrania, jedzenie, gazety, czapki, autografy Piotrka, a w kuchni coś się przypalało. Pobiegłam więc, by zgasić ogień. Oprócz tego zastałam tam również wylane mleko, wysypane płatki czekoladowe, dwa ogryzki i skórka od banana. Boże, daj mi cierpliwość!
-A ty co tak stoisz? – wróciłam do Kuby Kota.- Może byś mi pomógł?
-Ładnie wyglądasz, gdy sprzątasz. Nie będę sobie i tobie odmawiał tego przyjemnego widoku…- jak on mnie wkurza! Jest gorszy od Maćka. Właśnie….
-A gdzie jest MACIEJ?!
-Maciek… Dzieciaki znów się pochorowały i wywiózł je do babci…
-Znów brzuch boli?- spojrzałam na puste opakowania po chipsach. – Ciekawe dlaczego… Pomożesz mi sprzątać, to i ty będziesz ładnie wyglądać.- uśmiechnęłam się do niego i wręczyłam worek na śmieci.- Chyba wiesz do czego to służy? – pokiwał grzecznie głową.
-A rękawiczki?
-W szafce nad kuchnią. Powodzenia! –sama poszłam do salonu, w którym porozrzucane były piłki, poduszki, miśki i lalki. – Co wyście tu robili?
-Imprezę z bitwą na wszystko co wpadnie do rąk. Kubuś to zbyt dosłownie potraktował i zaczął też rzucać swoją kolacją… - ehhh co za dzieci z tych Kotów!
-A ty co tutaj tak właściwie robisz?- spytałam w dalszym ciągu zbierając zabawki.
-No wiesz, Maciek to jeszcze sam dzieciak, a ty z nim Kubę i Karolinkę zostawiłaś…- machnął szmatką, którą wycierał wylane mleko.- Musiałem pomóc braciszkowi, a w zamian zrobimy imprezkę.
-O jaki ty łaskawy!

A co do tej imprezki… Miałam nadzieję, że nie zrobią jej przed powrotem Żyły. Gdy on wróci, niech się stąd zabierają, organizują niezapomniane biby i mogą mi się już więcej na oczy nie pokazywać… a przynamniej przez najbliższy czas. Mam dość i Maćka, i Kuby. Ale gdy wpadnie im pomysł, by zorganizować tą imprezę tutaj i teraz, to trudno będzie to wybić z ich pustych główek. Poza tym duet Kot&Kot jest znany z najlepszych party w całym Zakopcu i połowie Krakowa!

wtorek, 28 kwietnia 2015

3.

*Maciek*
Byłem spóźniony już 5 minut, a zostało mi jeszcze kilka kilometrów drogi. Pieter wydzwania i wydzwania, a ja odebrać nie mogę. Przyśpieszyć też z resztą nie mogę, bo policja za mną jedzie. Co oni tak za mną jadą? Może wiedzą, że to ja i autograf chcą? Zatrzymałbym się i im z chęcią go wręczył, nawet mam ze sobą swój marker i kilka kartek z gotowymi autografami. Ale co jak się zatrzymam i wtedy to oni mi wręczą mandat? Słabo skaczę, więc i z kasą słabo. Nie mam przeznaczonego budżetu na mandaty. Jechałem więc powoli i zgodnie ze wszystkimi możliwymi przepisami, niczym świeżo upieczony kierowca, który właśnie odebrał swoje prawo jazdy. Wlokłem się 60km/h, aż w końcu skręciłam w podwórko Zośki, gdyż z bramy Piotrka wyjeżdżał nasz kadrowy wóz, a ja chciałem zgubić w końcu tą policję. Nagle w mej głowie pojawiła się myśl, że psy za kotami nie przepadają, więc pewnie dlatego czekali aż mi się noga powinie. Niech szukają innego półgłówka. Niech na przykład pojadą za naszymi. Ileż to PZN musiał za nich mandatów płacić w pewnym okresie buntu. Tajner się wkurzył i teraz to z naszych pensji są pokrywane ewentualne ponadprogramowe koszty.
-Dobry!- krzyknąłem, gdy wszedłem do domu.
-Maacieeek!- krzyknął Kubuś i podbiegł do mnie. Przytulił się i wciągnął do salonu. Nawet nie zdążyłem zdjąć jeszcze kurtki! Rzuciłem więc ją na kanapę i poszedłem przywitać się z dziewczynami.
-No chyba sobie żartujesz!- od razu zarzuciła mi Lewandowska, a nawet nie zdążyłem jeszcze wypowiedzieć ani słowa.- Ty masz mi pomagać się nimi opiekować? Wole żarty… To jakieś nieporozumienie! Jak ja dorwę tego Piotrka…
-Też nie jestem zadowolony… Ale czekaj. Co ci nie pasuje w mojej osobie?- przecież się przyjaźniliśmy. O co jej tym razem chodziło ? Ja tej dziewczyny nigdy nie zrozumiem!
-Będę musiała twoich narzekań słuchać, a tego to nawet święty by nie wytrzymał…
-…i by ci walnął patelnią w łeb!- powiedziała Karolcia robiąc wielkie oczy.
-Czemu patelnią i czemu akurat w łeb?- zapytałem.
- Nie wiem…- zastanowiła się dziewczynka.- W bajce tak było!- odpowiedziała po chwili. Co ona za bajki ogląda? Zjechała z kolan Zośki i pobiegła do swojego pokoju, a za nią jej starszy brat. Może nie będzie aż tak źle?
-Okay. Obiecuję nie wypowiedzieć ani słowa o moich nieudanych skokach, pod warunkiem, że ty nie będziesz mi ich wytykać.- podałem jej rękę, a ona ją uścisnęła. Więc chyba pasowała jej taka umowa?
Karolina płakała przez kilka pierwszych nocy. Budziła się i chciała do mamy. Szkoda mi jej było, ale jeszcze bardziej szkoda mi było samego siebie. Z samego rana wstawał Kuba, którego rozpierała energia. Potem trzeba było ich zmusić do zjedzenia śniadania. Po co temu Piotrkowi tyle dzieci, skoro nie chce mu się ich ze sobą zabierać! Czasami miałem tego wszystkiego dość, ja przyzwyczajony do ciszy w dzień i imprez w nocy. Dlatego też chodziłem najczęściej jak się dało po jakiekolwiek zakupy, a również spędzałem więcej czasu na treningach. Szkoda tylko, że skocznie jeszcze mało się nadają do użytku, bo w tedy to już w ogóle mało mnie w domu będzie!
Sylwester zapowiadał się nieciekawie… Nikt mnie nawet nigdzie nie zaprosił… Wszyscy mają jakieś plany. Po co im Kot z dziećmi Żyły? Jednak gdy zadzwonił do mnie mój brat, od razu się rozchmurzyłem. Może przynajmniej tego wieczoru nie spędzę na oglądaniu bajek lub czytaniu dzieciom do snu?
-Słuchaj bracie! Nigdy cię chyba nie potrzebowałem tak bardzo , jak dziś!- stwierdził na powitanie. Wiedziałem, że kto jak to, ale on o mnie nie zapomni! Potem opowiedział o tym, jak bardzo narozrabiali z Arkiem. Naopowiadali dziewczynom z siłowni, że ja będę na imprezie sylwestrowej, którą oni organizują, a teraz te dziewczyny chcą im zwiać, bo nie ma ich idola. Ja to jednak jestem super… Laski, ale w większości te niepełnoletnie niestety, ciągnie do mnie jakbym miał w sobie jakiś magnes. Nie żeby mi to przeszkadzało czy coś. Nawet mi się to podoba. Ale szczerze miałem nadzieję, że te będą akurat dorosłe! Tak w ogóle to po co mojemu bratu jakiekolwiek dziewczyny, skoro ma już tą swoją jedyną? Arek co prawda dalej szuka drugiej połówki niczym ja, ale obaj nie lubimy się bawić czyimiś uczuciami tylko po to, by podbudować nasze męskie ego. Nie zastanawiałem się nad tym dłużej, bo bądź co bądź był to idealny pretekst by spędzić tę sylwestrową noc bez dzieciaków.
Zośka nie przyjęła tego z takim entuzjazmem jak ja, ale w końcu pojechałem tam, obiecując, że zaraz wrócę. Wiedziałem, że tak nie będzie. Po co kłamałem? Nie wiem… Po prostu chyba mam już dość. Jestem chyba jeszcze za młody na dzieci… Poza tym jak można nie pożegnać hucznie starego roku ani nie przywitać nowego? Przecież oni poczują się niekochani!
Okazało się, że sprawa jest grubsza niż by się wydawało, bo przylazło chyba z pół miasta na tę Jakubową imprezę. Czego też ten Psychol z Arkiem nie wymyślą? Arek to nasz wspólny kumpel z akademika. Równy z niego gość, ale lubi nieźle się zabawić.
-Patrz. Tam są te dziewczyny, co chcą cię poznać.- Kuba wskazał na dwie blondynki stojące w kącie i wyglądające przez okno. – Zanieś im po drinku, zagadaj, poproś żeby zostały i nie podrywaj pod żadnym pozorem tej wyższej, bo wpadła w oko Arkowi!
Reszty co się działo nie pamiętam. Gdy się obudziłem była 11.00 i dawno było po imprezie.  Jedyne co wiedziałem na 100%, że musiało być nieźle, bo strasznie bolała mnie głowa. Poszedłem do kuchni. Przy stole siedział Kuba.
-Ciebie też tak suszy?- zapytał, gdy wlałem sobie pełen kubek wody mineralnej.- Wiesz co jest najlepsze? Że starzy wracają do domciu po zakończeniu turnieju. Bo ojcu się nie opłaca jeździć co trzy dni do Warszawy. Nawet nie muszę się śpieszyć  ze sprzątaniem. Mam luzik, nie to co ty. Musisz opiekować się dziećmi i to nie swoimi.- roześmiał się.- Ehh Młody, ty to sobie w życiu nie poradzisz! Przynajmniej wziąłeś się już za Zośkę? Ja to nie mogę, jak wy do siebie pasujecie, a nic z tym nie robicie…
-Psychol, nie zapędzaj się, okay? – ile razy można powtarzać, że nas nic ze sobą nie łączy!? Ale spokojnie Maciek, spokojnie. To tylko głupi Kuba, brat twój chyba nie do końca poprawie rozwinięty… -A co z tą.. hm… jak jej tam… - chwila głębszej zadumy.- Alką Arka?
-Jest git. Spiknęli się nieco i chyba będzie dobrze. Chłopak wpadł po uszy jak ją zobaczył i po to była ta cała impreza. Bo co, miał podejść do nieznajomej dziewczyny i powiedzieć, że ją zaprasza na randkę? To nie w naszym stylu. Zaprosiliśmy więc całą siłownię na imprezę.
-I nagle cała sprawa robi się coraz to jaśniejsza.- uśmiechnąłem się do niego.- Chciałbym poznać dalszy ciąg tej jakże ciekawej opowieści, ale muszę spadać. Zośka mnie chyba zabije!
-Pozdrów ją ode mnie!
*Zosia*
Leżałam wykończona na kanapie w salonie, nawet nie miałam siły wejść po schodach na górę i położyć się do łóżka. I to wcale nie dlatego, że tak hucznie witałam 2015 rok! Zawsze narzekałam na nudne sylwestry, ale od dziś wolę nudne, niż takie! Próbowałam zasnąć, ale jakoś nie potrafiłam.
Usłyszałam jakiś szmer oraz trzaśnięcie drzwiami.
-Wróciłem!- Maciej. Wielmożny pan w końcu wrócił. Wczoraj powiedział, że jedzie na pięć minut pomóc w czymś bratu i przyjacielowi, i że to sprawa życia lub śmierci. I jak pojechał wczoraj o 18 to wrócił dziś po…- spojrzałam kątem oka na zegarek.- po 12. W sumie to wrócił rok później…! Ciekawe co było tak ważnego i trwało tak długo? Czyżby impreza?
Miałam dalej zamknięte oczy, więc skoczek pomyślał chyba sobie, że śpię. Nakrył mnie kocem i zatrzymał się za kanapą. Czułam na sobie jego wzrok i ten wczorajszy, nieświeży zapach. Czyli jednak impreza! W końcu usiadł koło mnie i włączył telewizję. Brat jego, Kuba, ciągle mi powtarza, że Maciek coś do mnie czuję, a boi się tego wyznać. Miałam teraz ku temu okazję, by się przekonać  co do jego uczyć. Nie żeby mi zależało na tej informacji czy coś… Ja do niego nic już nie czuję, żeby było jasne! Rozciągnęłam się i niby dalej przez sen wtuliłam się w niego. Chłopak siedział w bezruchu przez kilka sekund i najprawdopodobniej przewiercał mnie wzrokiem. Chwilę później jednak zaczął się kręcić, próbując  jakoś uwolnić się z mego mocnego uścisku. W końcu postanowiłam mu pomóc i puściłam go. Wstał z kanapy i gdzieś poszedł, najprawdopodobniej do lodówki, bo usłyszałam trzaśnięcie jej drzwiami. To był dobry pretekst do tego, żeby się „obudzić”.
-Ooo książę w końcu się zlitował nade mną i wrócił?- zmieniłam swoją pozycję na siedzącą.
-Przepraszam, nie chciałem cię obudzić.- jęknął.
-Co było tak ważnego, że musiałeś spędzić u swojego brata całą noc i pół dnia, skoro obiecałeś pomagać mi w opiece nad dziećmi? Miałeś jechać na pięć minut… A nie wrócić rok później…
-Nie muszę ci się tłumaczyć.- jaki on jest bezczelny! – A gdzie dzieci?
-Jaki troskliwy wujek się nagle znalazł… Mała w nocy jakiegoś zatrucia dostała czy coś. Myślę, że to przez te chipsy, co rano im kupiłeś, które popijali Picolo, też od ciebie. Nad ranem Kubę też brzuch zaczął pobolewać i są u babci aż do opanowania sytuacji.
-Czyli ile tam będą?- na jego twarzy pojawił się ten jakże specyficzny dla niego krzywy uśmieszek. Cóż on znów kombinował?
-Może do jutra? Może dłużej? Może krócej? – nie odpowiedziałam mu dokładniej, bo skąd miałam to wiedzieć?
Chłopak wbiegł po schodach na górę, po czym usłyszałam dźwięki puszczanej wody z prysznica. Sama poszłam się przejrzeć w lustrze, które wisiało w korytarzu. O mój Boże kochany! Jak ja wyglądam? Pewnie z tego tak Maciek się śmiał… Nie dziwne więc, że tak uciekł. Ogarnęłam jakoś włosy rękoma. Poczeszę się, jak Kot wyjdzie z łazienki.

Kilka minut później zbiegł po schodach i popędził bez słowa do wyjścia. Założył kurtkę, buty, żółto-niebieską czapkę z Wagrafu i wybiegł gdzieś. Nawet nie powiedział gdzie idzie… Ale w sumie po co mi to wiedzieć?

sobota, 18 kwietnia 2015

2.

*Opowiada Zosia*
Jednak nasz spokój i „odmóżdżanie się” nie miało trwać długo. Kilka minut później usłyszałyśmy trzaskanie drzwiami.
Piotrek czy Kuba? A może Justyna z córką lub bez niej? O zgrozo! A co jeśli to cała rodzina Żył!? Chciałyśmy chociaż tą sobotę spędzić spokojnie we własnym towarzystwie, ale byłyśmy tego świadome, że to wręcz niewykonalne w naszym przypadku.
-Gośka! hehe- usłyszałyśmy znajomy, donośny głos. I ten śmiech. A jednak przyszedł sam Piotrek.
-Czego dusza potrzebuje?- mama zapytała uśmiechnięta. Ja również skierowałam wzrok z ekranu telewizora, w którym pewna kobieta pomyliła lustro z tabletem, w stronę Wiewióra. Roześmiałam się. Na jego twarzy dostrzegłam ten sam uśmiech, który pojawiał się na twarzy Kubusia, gdy zrobił coś z czego był naprawdę dumny. Niedaleko pada jabłko od jabłoni…
-Co się Zocha śmiejesz?
-Bo mówiłeś, że gdy się uśmiecham, to jestem piękna!- stwierdziłam i wzięłam pilot do ręki. Trzeba było na coś przełączyć, bo na Polsacie są tak długie reklamy!
-Takie zaloty to do Kota, a nie do mnie. Hehe ja wiem, że jestem przystojny hehe no ale ja zajęty jestem hehehehe. –  wymownie uderzyłam się dłonią o głowę, mając nadzieję, że będzie to wystarczająca odpowiedź. –Ale ja nie o tym… Goosiuu mam dla ciebie i Justyny wakacje!
-Czekaj. Że co?- mama, jak i ja sama mało co zrozumiałyśmy z dalszej części jego wypowiedzi.
-Bo ja chcę zabrać was, znaczy Justynę i ciebie Gośka, a Zośka by się opiekowała dzieciakami!
-Ale gdzie ty nas chcesz Piotruś zabrać?
-No na Turniej Czterech Skoczni! Jedzie chyba nawet Kamil z Ewą, no i Jasiek, Grzywa, Mustaf znaczy Kubacki, Klimek, a no i ja! A Justyna się uparła, że nie zostawi dzieciaków na głowie Zośki! A ty Zosiu przecież kochasz spędzać czas z moimi dziećmi!
Piotrek spojrzał na mnie. Jego oczy przepełnione były błaganiem, nadzieją i wszystkim, co teraz czuł. Prawda, lubiłam jego dzieci, ale nigdy nie byłam z nimi tak długo sama. Turniej trwa niecałe dwa tygodnie. Nie byłam pewna, czy uda mi się panować samej nad wszystkim przez tak długi czas…
-Piotruuś… Ale czy ja dam radę sama? Tak długo?
-Codziennie się nimi zajmujesz.- przypomniał mi łagodnie, jakbym nie była tego sama świadoma.
-Ale nie na okrągło! Poza tym zawsze ktoś jest obok. Ty, Justyna lub mama. Nawet jak siedzę z nimi sama, to wiem, że ktoś z was jest gdzieś w Wiśle, Zakopanem lub Ustroniu! A nie w Niemczech lub Austrii… Stamtąd tak szybko nie wrócicie, gdy coś się stanie…
-A cóż się może stać!? Hehehe Chyba, że wkurzycie Staśkę, to wtedy… Wtedy do mnie zadzwonisz hehehe i ja z nią pogadam… Nawet łuk mi oddała! Hehehe
Odłożyłam pilot. Czy dam sobie radę? Nawet do szkoły się wtedy nie chodzi, bo ferie… Będę ich miała dwadzieścia cztery godziny na dobę. Przez prawie dwa tygodnie. Zawsze mogę ich wcześniej kłaść spać. Zawieźć na trochę do babci. Ale to i tak długo. Bardzo długo! Nawet nie będę miała czasu odpocząć od nich. A musicie uwierzyć, że zajmowanie się dziećmi, a w szczególności dziećmi Żyły, to nie taka łatwa praca.
-To co Gośka jedziesz? Jak ty pojedziesz to i Justynka pojedzie!- rozemocjonowany Żyła mówił szybko i niewyraźnie, ale my już do tego zdążyłyśmy przywyknąć. On już po prostu taki był i nikt ani nic go nie zmieni. Mama spojrzała na mnie. Nie chciała zostawiać mnie z takim ciężarem. Od razu po świętach będę musiała  zostać z dzieciakami. Kiedy będę się uczyć? Przecież niedługo kończy się pierwsze półrocze i będę musiała się zacząć poprawiać! A może w ogóle nie będę miała na to czasu? Kobieta czuła, że jako matka zawiodła na całej linii. Nie potrafiła mi stworzyć takiego dzieciństwa jakie chciałaby mi dać. I choć mogłaby dla mnie pozbawić się największych przyjemności to i tak wiedziała, że obarcza mnie zbyt wieloma rzeczami. Było nam tym bardziej ciężko, że brakowało mężczyzny w domu. Piotrek starał się GO zastąpić, ale to nie to samo. Bardzo mi GO brakowało, a mama dalej nie potrafiła nikogo pokochać tak, jak kochała JEGO.
Spojrzałam zaniepokojona na swoją mamę, która siedziała na fotelu zamyślona i nie odzywała się przez dłuższą chwilę. Patrzyła tylko na mnie opiekuńczym wzrokiem pełnym żalu do samej siebie.
-Jedź. Dam radę.- uśmiechnęłam się do niej. Przecież  mamie też należały się wakacje chociażby w zimie. W lato i tak nigdzie nie wyjedziemy. Spędzimy wakacje razem w Polsce. Może pojedziemy do Warszawy na cmentarz i jakieś większe zakupy. Potem sprawdzimy jak przyjacielowi mamy udaje się prowadzenie firmy, która niegdyś należała do naszej rodziny. Ewentualnie pojedziemy na tydzień nad morze, jak co roku. Odwiedzimy ciotkę Elę i pospacerujemy z jej synem, Marcelem, po plaży. Potem to on przyjedzie do nas w góry i wtedy to ja będę oprowadzać go po Krupówkach i innych miejscach, bez których zwiedzenia wyjazd w góry byłby bez sensu.
-Naprawdę?- Kobieta chwyciła moją rękę. Nie była pewna czy powinna się zgodzić.
-Ja jej znajdę pomoc!- zaproponował Żyła.- Czyli jedziesz?- mama kiwnęła niepewnie głową.- Hehehe!- i już go nie było.
*opowiada Maciek Kot *
-Piotrek… To niepoważne!- zrobiłem kolejny łyk zimnego piwa. Więc dlatego Wiewiór zaprosił mnie tu do pubu. Sprawę miał i to poważną. Przykro mi, ale ja mu w tym nie pomogę.
-No ale obiecałem Gosi i Zośce!- machał rękoma niczym opętany.
-Piotrek nie i już!- uderzyłem ręką w stół jako protestacja i stanowcze NIE dla jego prośby.
-Maniek! A kto wziął cię ze sobą na sianokosy? – próbuje mnie podejść z innej strony. Wymieni wszystkie pozytywne rzeczy, które dla mnie uczynił przez ostatnią dekadę. No może trochę mniej, bo tyle się nie znamy…
-No ty.- przyznałem. Ja znam te jego wszystkie gierki. I tak się nie zgodzę!
-Dzięki komu zyskałeś taką przyjaciółkę, jaką jest Zośka? – oparł się o stół i wyciągnął pod nim nogi, dotykając butem mojej łydki. Kopnąłem go i od razu jego kończyny wróciły na swoje poprzednie miejsce.
-Dzięki tobie. A kto próbował mnie z nią zeswatać, psując tym samym nasze relacje na kilka lat?- ty mi podajesz same pozytywy, to ja ci wymienię negatywy. HA!
-Boś ty głupi! Pacz na jaką śliczną dziewczynę wyrosła, a ty spanikowałeś! Z resztą jak zwykle… „Za młoda!” Akurat! Dobre sobie! Dla ciebie jedne za młode, drugie za stare, trzecie za grube, czwarte za chude! Inne mają zły odcień włosów, a jeszcze inne… Za krótkie nogi! Niektóre mają też za długie… Jedne mają…
-Dobra, dobra. Starczy. Nie i już, Pieter. Ja nie chce mieć twoich dzieci, ani Zośki na głowie!
-Kocur! Nie to, że skakać ostatnio nie umiesz, to…- to był cios poniżej pasa! Chciałem wstać i wyjść z tego lokalu. Taki przyjaciel z niego! Zanim wesprzeć i powiedzieć, że będzie lepiej, to zarzuca, że ja skakać nie potrafię! Ja nie umiem skakać? Ja!? Maciej Kot!? Ostatnio mi może nie wychodzi, ale jestem dobry w tym co robię. Muszę tylko poćwiczyć i odzyskać formę, którą miałem w tamtym sezonie, a nawet skakać o metr dalej!- No nie obrażaj się, no! Zachowujesz się jak baba przed okresem… - nikt nie umie tak przepraszać, jak on.- Słuchaj. Ode mnie będziesz miał blisko na skocznię. Nie będziesz musiał słuchać gadania Rafała co robisz nie tak, bo przecież nic bardziej nie wkurza niż zrzędzenie ojca! Do tego będziesz miał dwie piękne dziewczyny pod dachem i mądrego chłopca, z którym możesz chodzić na treningi! Tylko ostrzegam! Zośkę możesz sobie brać, ale mojej Karolci nie ruszaj!
-Stary, ona ma 3 lata! Za kogo ty mnie uważasz? Lewandowskiej też nie ruszę, bo też to jeszcze dzieciak.- co ja, pedofilem jestem? Nie no! Fajnie się dowiedzieć, za kogo uważa cię twój własny przyjaciel…
-Pełnoletni dzieciak.- przypomniał.- Pomyśl też, że…
-Ty już lepiej wcale nie myśl.- zaciągnąłem kolejny łyk piwa.- Okay. Zaryzykuje, ale nie ze względu na Zochę, a na bliskość do skoczni i to, że jesteś moim przyjacielem. W innym przypadku na pewno bym się na ten cały cyrk nie zgodził…
-Dzięki ci, przyjacielu! To co, jeszcze po jednym piwku?
-Czemuż by nie?- na co jak na co, ale na piwko zawsze mam ochotę. Szczególnie z Wiewiórem.
***
Po zakończonych Mistrzostwach Polski, które z resztą zepsułem i wygrał je Żyła, podszedł do mnie Kruczek.
-Ty wiesz, że ja ciebie nie biorę na Turniej Czterech Skoczni głównie dlatego, że mam nadzieję, że potrenujesz i wrócisz do formy? Nie chce pierwszych miejsc. Nie chcę nawet pierwszej dziesiątki. Chcę żebyś regularnie wchodził do pierwszej trzydziestki i punktował. A potem co konkurs o jedno miejsce wyżej. Nie od razu Rzym zbudowali!- trener poklepał mnie po ramieniu.
-Tyle, że to nie takie proste. Chciałbym dobrze, ale mi nie wychodzi… A jeśli już wyjdzie w miarę, to czuję, że mogę skoczyć jeszcze te kilka metrów dalej, tak jak dziś, i wtedy w ogóle nie wychodzi…- jęknąłem.
-Bo twoja niedyspozycja siedzi w głowie! Przez ten czas nie myśl tyle, zajmij się czymś oprócz skoków. Piotrek mówił, że będziesz się jego dziećmi zajmował i że zmusił cię, choć tego nie chciałeś. A może to była najlepsza decyzja, którą mogłeś podjąć? Przecież ty masz chłopaku życie poza skokami! Może nie powinienem tego mówić jako trener, ale przecież wiemy, że tak jest. Więc weź się w garść i bierz się do roboty! A no i pomyśl może trochę o znalezieniu sobie w końcu dziewczyny! Może właśnie druga połówka ci jest teraz potrzebna? Na twoim miejscu pomyślałbym o Zosi, fajna z niej dziewczyna! No to zostawiam cię z tą myślą. Cześć.- machnął mi ręką.

-Zośka to jeszcze dziecko!- krzyknąłem do jego pleców, ale on nawet się nie odwrócił. Co oni się wszyscy tak przyczepili do nas? Nie byłem, nie jestem i nie będę nigdy z Zośką!

piątek, 10 kwietnia 2015

1.

Właśnie skończyła się moja ostatnia lekcja, jaką była fizyka. Byłam zmęczona i najchętniej położyłabym się w swoim pokoju. Włączyłabym muzykę, założyła słuchawki i uciekła do jakiegoś wymyślonego przez siebie świata. Tak może byłam niepoprawną marzycielką, przez co miałam utrudnione życie tu w realu. Marzyłam o księciu z bajki, choć przez jakiś czas wydawało mi się, że poznałam owego księcia. Nie, nie będę o tym teraz myśleć!
Skręciłam w prawo i zeszłam po schodkach na dół, do szatni. Gdzie są moje buty? O, tu są. Wciągnęłam na nogi moje brązowe trzewiki, założyłam kurtkę, szalik i czapkę, jedną z tej nowej dostawy od Piotrka. Na Hofera, do czego mu tyle tych czapek? „Nie marudź! Przynajmniej możesz dobierać czapkę do koloru skarpetek!” Tak, tak… Tyle że ja mam same białe i czarne skarpetki, a ani jednej czapki w tych kolorach. Nie jestem Piotrkiem, nie kupuje skarpetek pod kolor do czapek…
-O Zosia, pośpiesz się, bo nie zdążysz pójść po Kubusia!- jeszcze tylko jej brakowało. Niech się martwi o siebie. Uśmiechnęłam się pod nosem, chwyciłam swoją nową torbę z adidasa i wyszłam z szatni.
Kim była wspomniana wcześniej dziewczyna? Nazywa się ona Emilia i chodzi ze mną do klasy. Najpierw ona i jej przyjaciółeczka, Eliza, udawały moje dobre koleżanki, a potem… Potem wykorzystały wszystkie informacje o mnie przeciwko mnie samej. Głupia byłam, ale tak to już jest, gdy się przychodzi do nowej szkoły i niczego się o danej osobie nie wie. Najgorsze jest to, że ta cała Emila i jej Eliza są przebiegłe i tak się ze mnie śmieją, że nikt oprócz mnie o tym nie wie. Każdy ma je za takie święte. Ulubienice naszej wychowawczyni. Masakra! Jeszcze półtora roku i skończę te beznadziejne liceum. Może zazdrościły mi, że przyjaźnie się z polskimi skoczkami? Może przeszkadzały im moje dobre oceny? A może robiły to dlatego, że byłam łatwym celem? Nieśmiała. Dobrze wychowana. Nieumiejąca się odgryźć ani odmówić… Dlaczego w szkole nie mogę być taka jak w domu lub w gronie swoich skocznym przyjaciół?
Spojrzałam na ziemię. Na chodniku, po którym szłam, leżał niewielki kamień. Zaczęłam go kopać przed siebie starając skupić całą swoją uwagę na tym, by leciał on do przodu i nie wypadł ani na ulicę, ani w krzaki.
W końcu doszłam do szkoły Kuby. Chłopczyk siedział na schodach i czekał już na mnie.
-Znów się spóźniłaś!- aha! Zaczyna się.- Weź przynamniej mój plecak.- posłusznie odebrałam od niego tornister i założyłam sobie na wole ramię. Chwyciłam Kubusia za rękę, ale wyrwał ją jak oparzony.- Oszalałaś Zośka! Taka siara! I to pod szkołą!
-Przecież tu nikogo oprócz nas nie ma…- stwierdziłam, ale go już nie było. Spojrzałam jeszcze raz na podstawówkę chłopca i wtedy zrozumiałam jego zdenerwowanie. Za drzwiami stała Ania, luba Kuby.  Co on teraz biedny zrobi, jeśli ona widziała?
-No przepraszam!- dogoniłam go, ale on przyśpieszył. To chyba bez sensu. Szłam metr za nim przez całą drogę. Dopiero przed domem odległość między nami zmniejszyła się.
Chłopiec wbiegł do domu pierwszy i zatrzasnął mi drzwi przed samym nosem. Okay. Zasłużyłam sobie… Otworzyłam więc drzwi, położyłam jego teczkę w korytarzu i już miałam zdejmować kurtkę, gdy przybiegła do mnie Justyna.
-Dziś masz wolne.- uśmiechnęła się. - Wzięłam sobie wolne. Twoja mama gdzieś pojechała, ale powinna niedługo wrócić. A! I jeszcze mam pytanie. Co się tamtemu stało?
Opowiedziałam w skrócie sytuację, do której doszło zaledwie kilkanaście minut temu. Świeża sprawa, lepiej się do niego jeszcze nie odzywać. I tak mu zaraz przejdzie i przyleci prosić, żebym mu pomogła lekcje odrobić. Zmysłów to on ma aż za dużo, a do nauki go zagnać to masakra jakaś! Do tego dyslektyk niczym jego ojciec… Ale wygadane i charakterek po ojcu ma za to Karolinka, aż strach pomyśleć, cóż to będzie, gdy dziewczynka dorośnie.
Weszłam do swojego domu. Byłam głodna, jak wilk, więc pierwsze co to pobiegłam do lodówki. Pusta. Chyba muszę zrobić jakieś zakupy. Wspięłam się na palce i wyciągnęłam rękę najwyżej jak umiałam. Udało się! Chwyciłam słoik z pieniędzmi na drobne wydatki i wyciągnęłam z niego 10 zł. Odstawiłam go na najwyższą półkę i pobiegłam do biedronki, która znajdowała się niedaleko mnie.
 Wzięłam koszyk i pokierowałam się do stanowiska z pieczywem. Wzięłam papierową torebkę i włożyłam do niej dwie bułki. Wystarczy dla mnie i dla mamy. Potem zrobimy szybki obiad. Trzeba coś jeszcze kupić. Nie mam ochoty na suchą bułkę… Pomyślałam o dżemie, więc przeszłam na drugi koniec sklepu i zatrzymałam się przed regałem zastawionym dżemami, nutellami i innego tego typu kremami.
Co by tu wybrać? Dżem wiśniowy czy może brzoskwiniowy? A może lepiej nutelle? Nie. Nutellę nie, bo mama nie przepada za nią. Ja w sumie też wolę ją do naleśników czy coś, a nie do kanapek. Więc dżem, ale który?
-Truskawkowy.- ten głos rozpoznałabym wszędzie. Olek! Wyciągnął dłoń, chwycił słoik i włożył do mojego koszyka.
-Grzywa! Ale ja nie lubię truskawkowego...- odstawiłam słoik na jego miejsce i chciałam już wziąć wiśniowy, gdy Zniszczoł ponownie umieścił go w moim koszyku.
-Ale ja go lubię…- zrobił minę słodkiego szczeniaczka, więc odpuściłam i poszłam do kasy.- Kup mi gumę do żucia.
-Nie mam pieniędzy.- Zrobiłam dwa kroki do przodu.- Dzień dobry.- powitałam ekspedientkę i odstawiłam koszyk.
-A może jednak?- spytał.
-Nie mam pieniędzy na twoją gumę!
-Może torebkę.-spytała, przeciągając słoik przez skaner.
-Poproszę.- uśmiechnęłam się do kobiety.- Sam sobie ją kup.
-Ale ja też nie mam kasy.-jęknął.
-Zażalenia do Kruczka mój drogi…- objęłam go delikatnie, zapłaciłam, schowałam zakupy do torebki i wyszłam z budynku.
Chłopak dalej marudził, że mu nie kupiłam gumy. Trudno, może to jakoś przeżyje. Przeszliśmy przez ulicę, w którą powinien skręcić, by dojść do swojego domu. Chyba nie zamierza tam wracać. Pewnie pójdzie do mnie… Nie wystarczy mi bułek!
-Od kiedy to się kupuje bułki w biedrze?
-Tylko wtedy, gdy nie chce się iść do piekarni. Grzywa, uprzedzam, że u mnie nie ma zrobionego obiadku. Nich ci Agata gotuje!
-Spokojnie. Podzielisz się ze mną bułką… Agata niczym ty, gotować nie potrafi. Aczkolwiek poza tym wad nie posiada, czego o tobie powiedzieć nie mogę. – nie wiem co on do mnie miał. Dokarmiałam go często. Jak się kłócił się z Agatą to wypłakiwał mi się na ramieniu, bo mimo, iż dziewczyna jest z Katowic to charakterek ma iście góralki. Jak skoki nie wychodziły to chodził ze mną i z Piotrkiem na piwo. Czy czegoś więcej mu do szczęścia potrzeba? A on jeszcze narzeka na mnie!
Szybko minęła nam w dwójkę droga do mojego domu. Nie pozowało mi nic innego, niż zaprosić go do środka. I tak by się wprosił.
-Oleeeek!- ktoś krzyknął z sąsiedniego podwórka. Właściwie to nie ktoś, a pierworodny Żyły. Olek polecił mi, bym poszła do domu zaparzyć herbatkę, a on sprawdzi, co tam się wydarzyło u młodego. Zgodziłam się bez wahania. Nie chciałam rozwiązywać problemów Kubusia tym bardziej, że właśnie zaczęło się wolne od szkoły… Jak dobrze, że Justyna z mamą wzięły na ten cały okres wolne. Zawsze to któraś z nich zajmie się dziećmi, a mi może udałoby się zabrać z chłopakami na turniej czterech skoczni?
Weszłam do domu. W kuchni krzątała się już mama. Położyłam torbę z zakupami na blacie.
-Truskawkowy? Przecież ty go nie lubisz…- mama wzięła się za rozpakowywanie torby.
-Olek do nas wpadnie. –stwierdziłam. Blondynka nawet tego nie skomentowała. Przyzwyczaiła się do tego, że mamy tu często niespodziewanych gości. Wiem, że cieszyła się z tego. Przyjaźniłam się przynajmniej ze skoczkami! W szkole mam przyjaciółkę, jeśli można tak to nazwać. Nazywa się Nikola, ale teraz nie ma dla mnie czasu. Teraz liczy się tylko jej chłopak, Adam, za którym ja z resztą nie przepadam. Jest zarozumiały i widzi tylko swój czubek nosa. Taki laluś.
Mama była w trakcie robienia obiadu. Pomogłam jej robić spagetthi, a Zniszczoła dalej nie było. Co oni tam robią? Zdjęłam patelnię z ognia i wyszłam zobaczyć, co tam się dzieje. Bać się czy jeszcze nie? Otworzyłam drzwi. Kuba trzymał w ręce mój stary łuk z czasów dzieciństwa. Pamiętam, jak tata kupił mi go na urodziny… Ale zaraz! Czy oni celują we mnie?
-Grzyy...- chciałam wołać chłopaka na obiad, ale Kubuś mnie uciszył:
-Ćśśśśś!
Strzała przeleciała kilka centymetrów przede mną . HAHA! Nie trafili! A może oni wcale nie chcieli we mnie strzelać? Spojrzałam w prawo. Pani Stanisława, moja sąsiadka, coś robiła na swojej działce. Strzała uderzyła prosto w jej tyłek. Oh. Będzie się działo…
-Co ty sobie dziewczyno myślisz!?
-Przepraszam za chłopaków…- jęknęłam. Czułam jak robię się cała czerwona ze wstydu.
-Jakich chłopaków! Bawisz się zabawkami dla pięciolatków, zachowujesz się niczym dzieci pana Piotrka i jeszcze chcesz na nich zwalić winę!? Co za dziewucha… -co? Czy ona myśli, że to ja? No ja wiem, że ona za mną nie przepada, ale żeby myśleć, że ja strzelam jej w tyłek? No proszę! Rozejrzałam się. Łuk leżał obok moich nóg, a chłopaków nigdzie nie było widać. Okay, mogło wyglądać na to, że to ja… Ale przecież Olek z Kubą siedzą pewnie za domem i się śmieją… Za jakie grzechy…- Wiedziałam, że dzieci z wielkich miast są źle wychowane… Myślą, że im wszystko wolno!- kobieta dalej kontynuowała kazanie.- Podaj mi ten łuk. -  posłusznie podałam jej zabawkę.- Dorosła dziewczyna, osiemnaście lat i bawi się takimi rzeczami! Co za czasy… Czy ty…
-Przepraszam, muszę iść.- uśmiechnęłam się i pobiegłam za dom. Za sobą usłyszałam jeszcze tylko głos pani Stasi.
-Co za bezczelność! Przerywać starszej kobiecie…
Chłopaki byli za domem tak jak przewidywałam. Zwijali się ze śmiechu.
-Ty niewychowana dziewucho z miasta Warszawy!- Grzywa ponownie wybuchnął śmiechem.
-Ja was chyba kiedyś zabiję!- jęknęłam.- I będzie spokój!- dodałam po chwili.
-Aaaaaa! Tato! Zośka chce nas zabić! RAAAATUUUUUUJ!- w furtce pojawił się Żyła.
-Siemanko Grzywa.
-Cześć Wiewiór.
-Tato no! Ratuj, a nie!
-Przecież Zocha to nawet nie ma sumienia muchy zabić… hehe- roześmiał się Piotruś.
-Pieter, ale muchy nie strzelają łukami w sąsiadki Zosi.- stwierdził Olek, chyba mnie usprawiedliwiając.
-Serio? Strzeliliście w Staśkę!?
-No! Prosto w sam tyłek! Strzał w 10!
-Nono, synu! Brawo! Hehehe. A teraz na obiad, już!- pociągnął go za rękę i sobie poszli.
-My też mamy obiad?
-Mamy…
Poszliśmy prosto do jadalni. Na stole stał już gotowy posiłek. Byłam szczerze zawiedziona postawą Piotrka. Tak wiem, te bezstresowe wychowywanie. Do tego jest mało w domu, chce to jakoś dzieciom wynagrodzić. Ale na Boga! Kuba ma już 8 lat! To tak wyglądać nie może, że on robi co chce. Ktoś musi mu mówić co mu wolno, a czego nie. A tym kimś bynajmniej ja być nie powinnam, a jego ojciec!
-Lewa, jedziesz z nami na turniej?- zapytał nagle Grzywa. Nigdy mnie nie nazywał Lewa. Zawsze robił to Jasiek, czasami Klimek.
-Pewnie nie… Bo komu na co taka Zośka?- spytałam, jednak miało to być pytanie retoryczne. Ewentualnie oczekiwałam od niego jakiegoś „ jak to komu? Każdy cię uwielbia i nie wyobrażam sobie tam jechać bez ciebie!”, ale niczego takiego nie usłyszałam…
-W sumie racja. Tylko byś Kota rozpraszała!- nawinął na widelec makaron i podniósł go do buzi.
-No dzięki! Tyle, że Kot nigdzie nie jedzie… - odburknęłam.
-A no jo! No to tym bardziej musisz tu zostać. – wybrnął ze swojego błędu nawet sprytnie.

Grzywa zjadł z nami obiad, a gdy moja mama zażartowała, że teraz on musi za to pozmywać naczynia, bo zmywarka nam się popsuła, to wybiegł z domu i tylko się za nim kurzyło. Więc gdy pozmywałyśmy i wytarłyśmy naczynie usiadłyśmy na kanapie naprzeciwko telewizora i włączyłyśmy na jakieś trudne sprawy. Nie lubiłyśmy tego, ale nie było nic lepszego do oglądania. Czasami trzeba obejrzeć nawet taką głupotę, jak to...