sobota, 23 maja 2015

5.

*Następnego dnia rano*
-Impreza? TU!? – to dlatego sami dobrowolnie posprzątali ten syf, a mi kazali iść spać…
-Nie, nie tu.- uśmiechnął się Maciek, a ja odetchnęłam z ulgą. -U ciebie w domu. Tu będą siedzieć dzieci…- czy oni to mówią poważnie?
-No chyba was obu pogięło! U MNIE!? IMPREZA!? Przecież jutro wraca Piotrek z Justyną i moją mamą!
-Do jutra posprzątamy.- zapewnił mnie starszy z Kotów.
-Kuba, NIE! Czy wy nie rozumiecie słowa nie?
-Ale…
-NIE! – uważałam rozmowę za zakończoną, więc zwróciłam się w stronę kuchni i chciałam tam też pójść, by zrobić sobie śniadanie.
-Skarb, zrób coś!- jęknął błagalnie Kuba.
Na dodatek jeszcze mój telefon zadzwonił. Piotrek. Odebrałam i przywitałam się z nim jakby niby nic.
-Co ty nie odbierasz? – zarzucił mi od razu Piotrek.- Jak tam? Mój dom jeszcze stoi?
-Nie… Mi nie ufasz? – zapytałam z żalem.
-Nie obrażaj się, Młoda! Nie zapominaj tylko o Kocie. Pilnuj go. Dokarmiaj. Bo sam sobie rady nie da! W sumie szkoda, że nie mogłem go ze sobą zabrać…
-Jakiego kota? Ty masz kota?-  przytrzymywałam komórkę ramieniem przy uchu i smażyłam kurczaka, z którym zamierzałam zrobić później sałatkę.
-No nie wiem czy mam Kota... –chwila ciszy.-W sumie to on nie jest mój, tylko taki nasz drużynowy. Hehe
-To czemu on jest u ciebie, a nie u kogoś innego z drużyny?- kurczak się przypala! Zdjęłam patelnię z ognia.
-Bo jakby go nie było, to dzieci by ci w ogóle nie dawały odpocząć, a tak bawią się z Kotem. Widzisz, ja myślę!
-Czeekaaj… Gdzie jest ten kot? Dzieci nie bawią się z żadnym… aaaa ten Kot!
-A to ty myślałaś, że jaki Kot?
-Nie ważne. Masz nawet dwóch Kotów…- miałam ochotę przywalić sobie tą patelnią w głowę. Że też od razu się z nim nie zrozumiałam! –Chwila. Dlaczego mam go dokarmiać?
-Bo to nasz Skarb jest! Trzeba o niego dbać. Ale nie za dużo, bo się przyzwyczai! A dobrze się sprawuje?
-On czy dzieci?
-Ogół. A skąd się wziął tam u was drugi Kot?
-Przybłąkał się. I niczym się nie przejmuj, dam radę ze wszystkim! O dzieci już wróciły, muszę lecieć. Pa.- cmoknęłam do słuchawki, wrzuciłam kurczaka do miski i pobiegłam otworzyć drzwi babci Żyle z dzieciakami.
*Maciek*
-Nie będzie żadnej imprezy ani w tym domu ani u mnie.- powiedziała stanowczo.
Dlaczego ona jest taka uparta? Przecież do jutra spokojnie posprzątamy. Na pewno damy radę. Tym bardziej, że tamci mają wrócić przed wieczorem. Kuba dalej się z nią kłócił i podawał dobre powody, dla których zrobienie imprezy tu i teraz jest genialnym pomysłem, ale jej kontrargumenty były jeszcze lepsze.
A może ona ma racje? Może ta impreza to szczyt głupoty i nieodpowiedzialności? W ten sposób pokażemy, jak daleko nam do dorosłości? Może czas przestać być dzieckiem?
Ale Kuba zaprosił już tyle ludzi na dzisiejszy wieczór. Mamy ich wszystkich zawieść? Mamy od tak zmienić ich plany? Powiedzieć, że mamy ich w nosie?
Tego nie zrobię. To są moi bliżsi lub dalsi znajomi. Nie mogę ich zawieść!
Trzeba włączyć swój urok osobisty, który na pewno dalej na nią działa. W końcu kiedyś szalała za mną…
Chciała od nas odejść, pójść do pokoju Karolinki i pobawić się z dzieciakami. Wolała je od nas.
-Zosiu.- złapałem ją za nadgarstek i pociągnąłem do siebie. Straciła równowagę i wylądowała na moich kolanach. Spojrzałem prosto w jej ciemne oczy. Nagle straciła tą swoją pewność siebie. Cicho westchnęła.
-Ile osób zaprosiliście?- spytała szepcząc.
-Kilkanaście.- wyszeptałem jej do ucha. Sam nie byłem pewny kogo zaprosił mój brat.
-Maciek…- spojrzała na mnie wymownie tak, że aż przeszedł mnie dreszcz. Uśmiechnąłem się do niej krzywo.
-To jak? Zgadzasz się?
A wtedy do pokoju wbiegł Kubuś przebrany za jakiegoś Indianina. Zatrzymał się i zaczął nam się przyglądać.
-Maciek i Zośka, zakochana para! Siedzą na kominie i całują świnie!- zaczął podśpiewywać.- Tata to miał racje, że będziecie razem!- krzyknął i pobiegł do Karolinki.- Młoda! Szykuj się, będzie ślub!
Roześmiałem się, a Zosia wstała i poszła do kuchni. Oblał ją rumieniec. Nie powiedziała ani słowa, czyli co, zgodziła się czy nie?
Poszedłem za nią. Rwała sałatę do dużej, niebieskiej miski.
-Czyli możemy?
-Możecie.- odpowiedziała i zaczęła kroić ogórki.
-Robisz tą sałatkę na naszą imprezę?
-Dobra. Mogę wam ją dać, ale… macie zaprosić mi Krzysia.
-Miętusa?
-Miętusa! Z kim będę tu siedzieć? Bo przecież nie zostawimy samych dzieci… Nie wiem kto jest gorszy, one czy wy?
Czyli po raz kolejny to mi udało się przekabacić Zośkę! 2:0 dla mnie! Kuba może się ode mnie tylko uczyć.
-Bij pokłony!- stwierdziłem przechodząc obok starszego brata. Usiadłem na kanapie i wybrałem numer do Titusa. Zaprosiłem go i Grześka. Niech wpadają, dzisiejszego wieczoru drzwi otwarte dla  każdego!
Przyszło jednak trochę za dużo ludzi. Jedna sałatka chyba nie starczy. Zamówiliśmy jeszcze kilka opakowań pizzy z pobliskiej restauracji. Byłem pewny, że przyjechał dostawca, więc chwyciłem portfel i otworzyłem drzwi, do których ktoś pukał.
-Ooo Zośka! Jak się bawisz? – spytałem.
-A ty już pijany… Ścisz muzykę, bo pani Stasia zadzwoni na policję! I zawołaj Titusa.- zawołałem więc go, ale muzyki ściszać zamiaru nie miałem.
Titus przybiegł uśmiechnięty i oparł się o framugę drzwi.
-A ty Zosia, co się nie bawisz z nami?
-Bo zajmuję się dziećmi… Gdyby nie ja, to Koty też by cię nie zaprosili… Idziesz ze mną?
-FOCH!- fuknął w moją stronę i poszedł za dziewczyną. Nie zdążyłem zamknąć drzwi, a przed dom zajechała policja.
-WYŁĄCZAĆ MUZYKĘ!- krzyknąłem. Wyłączyli. No to lajcik. Krzysiek został na miejscu, a Zocha pobiegła do dzieciaków. Tylko oni nic nie pili…

Titus ułaskawił jakoś policjantów i odjechali. Już nigdy nie zrobię tu imprezy, Staśka wszystko zepsuje…  

poniedziałek, 4 maja 2015

4.

*Zosia*
Korzystając z chwili względnego spokoju postanowiłam wybrać się do swojego domu. Należałoby się go trochę przewietrzyć i kwiatki podlać. Mogłabym równie dobrze iść na miasto, pospacerować albo pojechać do Zakopanego na Gubałówkę czy też w wyższe góry, ale z kim? Grzywa aktualnie w Austrii z resztą fruwajców i moją mamą. Inne nieloty nie mają dla mnie czasu… Poza tym, niedługo rozpocznie się konkurs, więc muszę go obejrzeć. Ciekawe czy do tego czasu Maciej wróci.
Wyjrzałam przez okno. Właśnie szedł z różą w jeden dłoni, Rafaello w drugiej, a w zębach trzymał jakąś kopertę. Chce mnie przekupić? A może to nie dla mnie? Może znalazł sobie jakąś lubą i mi nie powiedział!? Przełożył kwiatka do lewej ręki i grzebie prawą po wszystkich kieszeniach. Zapomniał kluczyka. Szarpie za klamkę, puka, dzwoni do piotrkowych drzwi. Biedaczek. Niech się pomęczy chwilę! Zaczął się rozglądać. Zasłoniłam się firanką. Chyba jednak mnie zobaczył, bo szedł już w moją stronę. Schował kopertę do tylniej kieszeni. Zapukał do drzwi. Otworzyć, nie otworzyć? Niech trochę poczeka! Poszłam je w końcu otworzyć, ale nie śpieszyłam się. Przekręciłam kluczyk ociągając się przy tym okropnie.
-Myślałem już, że cię nie ma. Że gdzieś poszłaś. A ty tu.- uśmiechnął się do mnie szeroko. Dalej stałam w progu, nie wpuszczając go tym samym do środka. – Przepraszam. – podsunął mi Rafaello, różę dalej kryjąc za plecami.  Wyciągnęłam rękę i wzięłam od niego słodki podarunek, po czym zamknęłam mu drzwi przed nosem.
-No przepraszam! Więcej tak nie zrobię! – usłyszałam jeszcze jego jęk.
-No dobra. Właź. - zlitowałam się nad nim. W końcu miał dla mnie jeszcze różę i to w moim ulubionym, herbacianym odcieniu.
Skierował się prosto do kuchni, dalej nie wręczając mi kwiatka. Odłożyłam prezent na stolik i wróciłam do podlewania kwiatków. Niech sobie nie myśli, że tak łatwo mu wybaczę. Niech się nieco postara.
Skończyła mi się woda w dzbanku. Musiałam zejść z krzesła, na którym stałam podlewając wysoko postawione rośliny. Nie należałam do tych bardzo wysokich dziewczyn, ale nie byłam też jakaś niska. Miałam niecałe 170 cm.
Weszłam do kuchni, by napełnić naczynie wodą.  Na krześle siedział Kot, który wstał na mój widok, a na stole leżała tajemnicza koperta, a na niej róża obwiązana pomarańczową wstążką. Brunet popatrzył na mnie i popukał w blat. Okay, czyli to jednak dla mnie, więc ewentualna szansa na to, że Kot w końcu znalazł sobie dziewczynę, właśnie wygasła. Trochę szkoda.
-Tak, to jest dla ciebie.- potwierdził me przewidywania. Wyjęłam zawartość koperty. Były to dwa bilety do kina na Hobbita. Zapewne dla mnie i dla niego.
-O Macieju! To naprawdę dla mnie? – zaciągnęłam się zapachem kwiatka.
-Tak, to dla ciebie.- powtórzył jeszcze raz.- Mogłabyś…
-Mogłabym pójść z Nikolą!  Tak wiem… Dawno nigdzie nie byłyśmy razem… Dziękuje.- przytuliłam się do niego. Wiedziałam, że się wkurzył. Przecież chciał iść ze mną, ale nie powiedział ani słowa na ten temat. Uśmiechnął się tylko.
-Widzisz jaki jestem wspaniały… To nie gniewasz się już?- zapytał dla pewności.
-Jasne, że nie. Tym bardziej, że dziś wieczorem dzieciaki wracają i będziesz musiał się nimi sam zająć. Wiesz, ja pójdę tylko na pięć minut do tego kina.- zaśmiałam się i wróciłam do podlewania. Maciek dalej stał przestraszony po środku kuchni. Biedaczek, ale ja w niego wierzę, da sobie chłopczyna radę!
Obejrzeliśmy skoki u mnie w domu. Chcieliśmy zaprosić Jaśka i Klimka, których trener wymienił na Bartka Kłuska i Krzysia Bieguna, ale nie mogli, gdyż dziś była ich kolej na zajmowanie się dziećmi. Podsumowując konkurs, naszym nie poszło jakoś najgorzej. Kamil 7, Piotruś 13, reszta też w pierwszej trzydziestce, nie licząc Bartka, który nie przeszedł nawet kwalifikacji.  Kolejny konkurs za dwa dni! A potem wreszcie wrócą do Polski…
Skoro zawody się skończyły, to chyba czas zacząć szykować się do kina?
Założyłam czarne legginsy i jakąś bluzę. Po co się miałam stroić? Przecież to zwykły wypad z kumpelą do kina. Nic nadzwyczajnego. Zrobiłam sobie lekki, naturalny makijaż, włosy przeczesałam i zostawiłam rozpuszczone. Jeszcze przejechałam błyszczykiem po ustach.
-Zośka… a kiedy dzieciaki przyjdą?- zapytał po raz kolejny Maciej.
-Maciek… a kiedy dzieciaki przyjdą?- mama mnie tak zawsze spławiała i zwykle działało, więc wypróbowałam to dziś na nim.
-O jaaa… Zocha! Z tobą to się w ogóle gadać nie da…
-Też cię uwielbiam, Maćku.- uśmiechnęłam się do niego i wyminęłam go w drzwiach. Wrócę… Za piąć minut!- i wyszłam z domu.
Przed kinem dostałam smsa od Nikoli, że jej Adam zaprosił ją na jutro na Hobbita, a ja za nim nie przepadam, więc ona go dziś ze sobą nie weźmie, a dwa razy oglądać ten sam film też by było bez sensu. Więc bardzo przeprasza, ale nie przyjdzie.
W sumie jakoś szczególnie się z tego powodu nie zdziwiłam, ale przyznam, było mi bardzo smutno. Po raz kolejny jej chłopak był ważniejszy ode mnie… Trudno, jakoś to przeżyję.
Weszłam do środka. Nie spodziewałam się aż takich tłumów. Jakiś chłopak właśnie stał przy okienku i rozmawiał z kobietą, która próbowała mu wytłumaczyć, że nie ma już biletów. W końcu chłopak wkurzył się i wyszedł z budynku, mocno trzaskając przy tym drzwiami. Nie wiem czemu, ale coś kazało mi za nim pójść. Chłopak właśnie schodził ze schodów, a ja miałam wolny bilet…
-Czekaj!- zatrzymał się, odwrócił i spojrzał na mnie wzrokiem typu „czego ta frajerka ode mnie chce!?”. Spanikowałam. Czy ja jestem mądra? Proponować obcemu chłopakowi… Ale skoro już i tak się ośmieszyłam, to… - Mam dwa bilety, może chciałbyś pójść.. ze mną?- wydusiłam to w końcu z siebie! Odważyłam się!
 Chłopak nie spuszczał ze mnie wzroku, w końcu uśmiechnął się i powiedział:
-Jasne, bardzo chętnie. Zwrócę ci za ten bilet. – wróciliśmy razem do budynku.
Nie chciałam żadnych pieniędzy, przecież dostałam go z prezencie od Maćka. Było mi głupio, że zamiast z nim, to pójdę na film z nieznajomym facetem… z Pawłem, jak się później dowiedziałam. Miał 20 lat, studiował medycynę i mieszkał w Zębie. Kawaler idealny, jakby to powiedziała moja mama.
Kupił nam cole i popcorn, po czym zajęliśmy nasze miejsca.
W trakcie filmu złapał mnie za dłoń, niby to niechcący. Najpierw spodobało mi się to, ale po chwili pomyślałam, że ja go przecież w ogóle nie znam! Wyrwałam swoją rękę z jego uścisku i wtuliłam się w drugi bok fotela, by znajdować się jak najdalej od niego. Chyba zrozumiał, że mi się to nie spodobało, bo potem się nawet do mnie nie odzywał.
-Dziękuję za mile spędzony wieczór i przepraszam. – skłonił się lekko w moją stronę i pocałował mnie w dłoń. Miłe, ale… Schowałam ręce do kieszeni. Czułam też, że się zarumieniłam. Czemu ja zawsze muszę być taka czerwona na twarzy, gdy chcę dobrze wyglądać!?- przepraszam jeszcze raz. Kiedyś się odwdzięczę, jak będziesz w Zębie to może jeszcze jakoś na siebie znów wpadniemy? Albo zdzwonimy się… - myślałam, że poda mi teraz swój numer, ale on zrobił krok w moją stronę i spojrzał mi prosto w oczy.- Wiesz, nie znam jeszcze takiej dziewczyny, jaką ty jesteś. Nieśmiała, słodka, urocza... -I znów się do mnie przybliżył. On też jest słodki… Już chciał mnie chyba pocałować, ja zestresowałam się, bo nigdy tego nie robiłam, a wtedy zadzwoniła moja komórka. Odskoczyłam od niego i odebrałam ją.
-Maciek? Coś się stało?- zapytałam.- Jak to masz problem z dzieciakami? Oh… zaraz będę. – odwróciłam się znów do Pawła, chcąc mu przekazać, że muszą iść do domu, ale go już tu nie było. A numer?
**
-Co wyście tu zrobili!?... O Kuba, cześć… MAACIEEJ! Sprzątaj to!... Kuba, skąd ty się tu wziąłeś i czy możesz mi wytłumaczyć, co tu się właściwie stało?- zdjęłam kurtkę i zaczęłam zbierać zabawki, które przewalały się po całym domu. Zostawisz ich na trochę samych, a jak wrócisz to dom nie będzie przypominać domu, który zostawiłaś kilka godzin wcześniej. Poza tym, że wszystko było na podłodze, zabawki, jakieś ubrania, jedzenie, gazety, czapki, autografy Piotrka, a w kuchni coś się przypalało. Pobiegłam więc, by zgasić ogień. Oprócz tego zastałam tam również wylane mleko, wysypane płatki czekoladowe, dwa ogryzki i skórka od banana. Boże, daj mi cierpliwość!
-A ty co tak stoisz? – wróciłam do Kuby Kota.- Może byś mi pomógł?
-Ładnie wyglądasz, gdy sprzątasz. Nie będę sobie i tobie odmawiał tego przyjemnego widoku…- jak on mnie wkurza! Jest gorszy od Maćka. Właśnie….
-A gdzie jest MACIEJ?!
-Maciek… Dzieciaki znów się pochorowały i wywiózł je do babci…
-Znów brzuch boli?- spojrzałam na puste opakowania po chipsach. – Ciekawe dlaczego… Pomożesz mi sprzątać, to i ty będziesz ładnie wyglądać.- uśmiechnęłam się do niego i wręczyłam worek na śmieci.- Chyba wiesz do czego to służy? – pokiwał grzecznie głową.
-A rękawiczki?
-W szafce nad kuchnią. Powodzenia! –sama poszłam do salonu, w którym porozrzucane były piłki, poduszki, miśki i lalki. – Co wyście tu robili?
-Imprezę z bitwą na wszystko co wpadnie do rąk. Kubuś to zbyt dosłownie potraktował i zaczął też rzucać swoją kolacją… - ehhh co za dzieci z tych Kotów!
-A ty co tutaj tak właściwie robisz?- spytałam w dalszym ciągu zbierając zabawki.
-No wiesz, Maciek to jeszcze sam dzieciak, a ty z nim Kubę i Karolinkę zostawiłaś…- machnął szmatką, którą wycierał wylane mleko.- Musiałem pomóc braciszkowi, a w zamian zrobimy imprezkę.
-O jaki ty łaskawy!

A co do tej imprezki… Miałam nadzieję, że nie zrobią jej przed powrotem Żyły. Gdy on wróci, niech się stąd zabierają, organizują niezapomniane biby i mogą mi się już więcej na oczy nie pokazywać… a przynamniej przez najbliższy czas. Mam dość i Maćka, i Kuby. Ale gdy wpadnie im pomysł, by zorganizować tą imprezę tutaj i teraz, to trudno będzie to wybić z ich pustych główek. Poza tym duet Kot&Kot jest znany z najlepszych party w całym Zakopcu i połowie Krakowa!